Player

wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 2

Jego oddech był równy i spokojny, chociaż on sam spokojny nie był. Od tylu lat siedział w tym lochu, że nawet nie wiedział, który teraz jest rok. Nie wiedział co się dzieje na świecie. Nie wiedział co dzieje się z jego żoną, nie wiedział co dzieje się z jego bratem, chrześniakiem, przyjaciółmi. Nie wiedział czy w ogóle żyją. Czy nie zabił ich ten, któremu tak bardzo zaufali. Kolejny dzień mijał mu na gorzkich rozmyślaniach. Chciałby zmienić to co się stało. Nigdy w życiu by do Niego nie przystąpił. Chciał móc cofnąć czas. Jego uszy były wrażliwe na wszelkie dźwięki, więc od razu usłyszał odległe kroki i szczęk otwieranych drzwi od lochów. Czego On znowu ode niego chciał?! Często tu przychodził i zadawał mu cios za ciosem. Oczywiście psychiczny. Nigdy nie stosował przemocy. Było to dla Niego zbyt prymitywne, a dla więźnia byłoby to zbyt proste do zniesienia. Ból fizyczny zawsze znosił bez mrugnięcia okiem. Ten psychiczny był dużo gorszy, a rany zadawane mu przez Niego były nie do zniesienia. Kroki zbliżały się a on pragnął tylko, żeby poszedł do kogoś innego... Bo przecież byli tu inni ludzie prawda? Nie mógł tu siedzieć sam.... Nie mógł.... Ktoś jeszcze musiał Go przejrzeć. Musiał. Mężczyzna naprawdę usilnie przekonywał sam siebie. Jednak jego błagania nie zostały wysłuchane. Drzwi od jego celi otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie postawny mężczyzna w sile wieku. Jego długie włosy lśniły miedzianą rudością, a broda spływała aż do ziemi. Taaaak, to też Mu się udało. Kamień Filozoficzny czy inna sztuczka. Więzień spojrzał Mu w twarz. Jego serce przeszyła iskierka bólu. Przecież Mu ufał. Ufał Mu tak bardzo. A On go oszukał. Okłamał. Zdradził. Skazał na wieczne cierpienia. I zrobił to wszystko z uśmiechem na twarzy. Tym razem Jego oczy błyszczały niepohamowaną wściekłością. Skierował różdżkę na więźnia i mężczyzna poczuł przeraźliwy ból. Crucio. Musiał być naprawdę wściekły skoro uciekał się do zaklęć torturujących. Więzień zagryzł wargi, by nie wydać z siebie nawet najlżejszego dźwięku. Nie chciał dać Mu tej satysfakcji. Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością, On opuścił różdżkę ciężko dysząc. Torturowany wydał z siebie ciche westchnienie. Jego ciało poczuło niewysłowioną ulgę. Jego Oprawca wydawał się być spokojniejszy, chociaż Jego oczy dalej błyszczały gniewem.
- Nie wiem jak udało ci się to przede mną ukryć smarkaczu, ale wiedz że niedługo naprawię ten błąd. Miałeś go zabić! - słowa w Jego ustach brzmiały niczym wściekły syk. - Nie rozumiem jak to się stało, że zarówno Hermiona Riddle jak i jej podobno nie żyjący od jedenastu lat brat dzisiaj pojawili się w Hogwarcie w nowiuśkiej szacie, pod przybranymi nazwiskami. Nie rozumiem jak mi to mogło umknąć. Ale wiedz, że to jedyny błąd jaki popełniłem. Twój wybieg na nic się nie zdał. Dziś oboje trafili do Slytherinu.
W głowie więźnia nastał mętlik. Przecież nie on odpowiadał wtedy za porwanie Hermiony Riddle. Widać ktoś ją porwał później.
- Tak, tak. Kto inny porwał Hermionę Riddle. Po śmierci swojej żony i zdradzie najlepszego przyjaciela James stał się moim najwierniejszym sługą. Jak mógł nie uwierzyć, że morderca jego ukochanej tworzy kolejny piekielny podmiot? Zawiódł mnie, a za to spotka go kara. Będzie go to drogo kosztować.
Po twarzy więźnia niczym błyskawica przebiegł cień przerażenia, bólu, wściekłości. ,,Coś tu najlepszego zrobił Rogaczu?" pomyślał więzień. Kat obrócił się by wyjść, ale nagle rzucił więźniowi spojrzenie przez ramię. Przez Jego twarz przemknął mściwy uśmieszek. Więzień już wiedziałem, że zaraz zada mu kolejny cios. I będzie on o wiele trudniejszy do przeżycia niż to Crucio, którym oberwał. I jeszcze bardziej pogłębi jego ból, po wieściach o Jamsie.
- Może cię to zainteresuje, ale do Hogwartu przyjechał również inny uczeń. Harry Potter trafił dzisiaj do Slytherinu.
Po tych słowach opuścił celę. Dopiero po chwili do więźnia dotarły Jego słowa. Jego serce przeszył ostry ból. Wiedział, że Harry Potter jest ostatnią osobą, która może czuć się bezpiecznie w Hogwarcie. Zaraz po Hermionie Riddle i jej bracie. To była jego ostatnia świadoma myśl. Jego ciało wyczerpane torturą i długim uwięzieniem odpłynęło w niebyt.
***
Promienie słoneczne padały jej na twarz, skutecznie pozbywając resztek snu, który był już zagrzebany na dnie jej umysłu. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Urządzony był w srebrno-zielonych kolorach, miał czarne meble ze srebrnymi klamkami. Wielkie okna pokazywały życie w jeziorze. Spojrzała na łóżko obok i zauważyła czarne włosy jej współlokatorki. Westchnęła cichutko i przeciągnęła się niczym kotka. Jak dobrze, że pierwszy września w tym roku był piątkiem. Przed rozpoczęciem lekcji czekały ją jeszcze dwa dni lenistwa. Uśmiechnęła się. Kątem oka zauważyła ruch na łóżku współlokatorki, której imienia nie mogła sobie przypomnieć. Wstała i chwyciła mundurek. Zamknęła się w łazience i pozwoliła ciepłej wodzie spływać po jej ramionach. Był to doprawdy odprężający prysznic. Po kąpieli wyszorowała zęby i wróciła do pokoju, gdzie zastała zaspaną czarnowłosą dziewczynę pochyloną nad szafą. Zadrżała. Było tu dużo zimniej niż w łazience, więc zarzuciła na ramiona zielony sweterek. Przyjemne ciepło od razu rozeszło się po jej kościach. Dziewczyna zniknęła w łazience, a szatynka rozpakowałam wszystkie swoje rzeczy do szafy stojącej koło mojego łóżka. Pościeliła łóżko i usiadła na nim z mugolską książką w ręku. Po kilkunastu minutach usłyszała szczęk zamka i jej współlokatorka opuściła łazienkę. Uśmiechnęły się ciepło do siebie nawzajem.
- Idziemy na śniadanie? Zaczyna się za piętnaście minut - rzuciła Hermiona.
- Jasne.
Opuściły pokój w dobrych nastrojach. Na korytarzu natknęły się na grupę dziewcząt, które kojarzyły z wczorajszej ceremonii. Śliczna blondynka o niebieskich oczach przedstawiła się jako Dafne Greengrass, po czym przedstawiła resztę dziewcząt. Brunetka o ciemnych oczach to Tracey Davis. Wyższa od nich wszystkich dziewczyna to Milcenta Bulstrode.
- Jestem Hermiona Granger - powiedziała spokojnym tonem szatynka. - A to Pansy Parkinson.
Dzięki Salazarowi, że Hermiona przypomniała sobie w ostatnim momencie imię jej współlokatorki. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
- Zdaje się że my się poznałyśmy na jednym z bali? - zagadnęła Dafne Pansy.
- Tak, na tym u...
Hermiona wyłączyła się. Nie chciało jej się ich słuchać. Jej oczy wyłowiły w tłumie blond czuprynę. Sama nie wiedziała dlaczego go szukała. Nagle on spojrzał w jej kierunku. Ich spojrzenia spotkały się, ale Hermiona uciekła prawie natychmiast spojrzeniem w bok. Cholera. Nie podniosła już na niego wzroku, bo w coś, a raczej w kogoś, uderzyła.
- Przepraszam, nie chc... - podniosła głowę i urwała zaskoczona.
Przed nią stał Draco Malfoy we własnej osobie. Za nim stali jego dwaj goryle oraz czarnoskóry chłopak, chłopak o włosach w rudym odcieniu brązu, chłopak o czarnych włosach i takich samych oczach oraz Harry Potter. Harry wydawał się być trochę nieszczęśliwy. Szatynka zanotowała w pamięci, że ma zapytać go o powód jego zachowania. Dziewczyny idące za nią również się zatrzymały. Patrzyły lekko zdziwione na chłopaków.
- Witaj Hermiono - aksamitny baryton wyrwał ją z zamyślenia.
- Cześć Draco - powiedziała.
- Cześć dziewczyny - rzucił. - Jestem Draco Malfoy. A to są Blaise Zabbini, Teodor Nott, Anguis Morcar, Vincent Crabbe i Gregory Goyle i Harry Potter.
Blondyn kolejno wskazywał odpowiednie osoby. Dziewczyny popatrzyły zdumione po sobie na dźwięk nazwiska Harry'ego. On sam skrzywił się lekko. Hermiona domyślała się jednak, że nie chodzi tylko i wyłącznie o reakcję innych uczniów na jego osobę. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko do niego, na co odpowiedział jej nieśmiałym uśmiechem. Poczuła lekkie szturchnięcie i zorientowała się, że reszta dziewczyn czeka aż je przedstawi. W końcu to ona znała Dracona.
- Cześć chłopaki, jestem Hermiona Granger. To jest Pansy Parkinson, Dafne Greengrass i Tracey Davis oraz Milicenta Bulstrode - uśmiechnęła się, kolejno ukazując odpowiednie dziewczyny.
Całą grupą ruszyli w kierunku Wielkiej Sali. Hermiona przekomarzała się z Herry'm, a Dafne, Pansy i Tracey toczyły dyskusję między sobą. Draco rozmawiał o czymś cicho z Blaisem i Anguisem, a Milicenta, Vincent i Gregory szli dwa kroki za nimi, nie odzywając się wcale. Idący obok Hermiony czarnowłosy chłopak był trochę markotny. Dziewczyna starała się go rozbawić, jednak jej starania miały marny skutek. W Wielkiej Sali zgromadziła się już cała szkoła. Dyrektor znowu wystąpił na środek.
- Moi drodzy! Ze względu na pewne wydarzenia, jedna z uczennic nie mogła wczoraj dotrzeć na ceremonię wyboru, wobec tego dzisiaj zostanie przydzielona do nowego domu.
Do Wielkiej Sali weszła drobna dziewczynka o brązowych włosach i ciemnych brązowych oczach. Miała bladą cerę bez żadnej skazy. Była śliczna, a jedynym co szpeciło jej urodę były ciemne worki pod oczami. Dziewczyna miała w sobie coś dziwnego, ale Hermiona nie potrafiła oderwać od niej oczu. Szła pewnym, tanecznym krokiem. Zatrzymała się przed McGonagall uśmiechnięta i wesoła. Profesorka założyła jej na głowę tiarę. Parę sekund panowała cisza.
- SLYTHERIN!!!! - ryknęła tiara.
Przy stole wybuchły oklaski i wiwaty. Dziewczynka podbiegła do ślizgońskiego stołu i usiadła koło Hermiony.
- Cześć, jestem Caterina, miło mi cię poznać - zaszczebiotała nowa uroczym sopranem.
- Hej, jestem Hermiona, mi również bardzo miło.
Caterina uśmiechnęła się szeroko, chociaż w jej oczach dostrzec można było smutek i niepewność. Ta dziewczyna coś skrywała... Szatynka doskonale to czuła. Zawsze dobrze wyczuwała nastroje, prawdziwe intencje, a także doskonale wnikała w psychikę danej osoby. Czytała z twarzy i z oczu jak z otwartej księgi. Teraz szybko porzuciła rozmyślania na ten temat i zajęła się jedzeniem. Caterina nałożyła sobie na talerz odrobinę jajecznicy. Kiedy już skończyli śniadanie, wstali i udali się do pokoju wspólnego. W połowie drogi Malfoy walnął się w głowę i powiedział, że o czymś zapomniał i dołączy do nich później. Po czym szybkim krokiem ruszył w przeciwnym kierunku. Reszta grupy szybko dotarła do przejścia. Pansy podała portretowi Salazara hasło i wprowadziła nowa koleżankę do pokoju wspólnego.
- Wydaje mi się, że masz ze mną i z Pansy dormitorium. Mamy dwa wolne miejsca. Chodź pokażę ci gdzie to jest - odezwała się Hermiona.
Dziewczynka pokiwała entuzjastycznie głową. Szatynka ruszyła przodem. Tak jak myślała Caterina miała pokój z nimi. Zachwycona dziewczyna padła na łóżko. Hermiona spojrzała na nią, a potem na Pansy. Kto wie może to one będą jej przyjaciółkami? Nigdy wcześniej nie miała prawdziwej przyjaciółki. Każda z dziewczynek pogrążyła się w rozmyślaniach nie zauważając upływającego czasu.
***
Kiedy cała grupa zniknęła mu z oczu, puścił się biegiem. Wiedział gdzie Snape miał swoje komnaty, więc pobiegł inną drogą, żeby uniknąć niewygodnych pytań Crabba i Goyla, a przede wszystkim Pottera, Zabbiniego i Morcara. Po kilku minutach dotarł na miejsce. Załomotał do drzwi i usłyszał chłodne ,,Wejść''. Wpadł do komnaty, zupełnie jakby nie był arystokratą. W tym momencie miał to w dupie. Musiał się upewnić. Severus podniósł na niego wzrok i uniósł zdziwiony brew. No tak. Draco zwykle zachowywał się nienagannie, jak prawdziwy arystokrata.
- Wuju muszę natychmiast zobaczyć się z Lily - wyrzucił z siebie na jednym wdechu, pomijając całkowicie wstęp i jakiekolwiek grzeczności.
No tak, zapomniałam wcześniej wspomnieć, że Severus Snape jest ojcem chrzestnym Draco. Ojcem chrzestnym, który rozdziawił usta i patrzył na niego w niemym szoku. Po kilku chwilach Draco chrząknął, a Severus przywołał samego siebie do porządku.
- Cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki? - zapytał kpiącym tonem, mimo wszystko podnosząc się z krzesła i odkrywając kociołek z proszkiem Fiuu.
- Ja.... później ci wytłumaczę. Jeśli mam rację dowiesz się całkiem niedługo.
Malfoy zdążył opanować już emocje nim targające i przyjąć właściwą dla niego maskę opanowania i cynizmu. Severus rzucił mu zdziwione spojrzenie, na które blondyn nie zareagował. Wziął garść proszku i rzucił go w płomienie. Zrobiły się szmaragdowe. Skoczył w nie krzycząc ..Riddle Manor''. Po chwili był w zupełnie innym miejscu. Stał na szmaragdowym dywanie w eleganckim salonie. Na jednym z foteli siedziała rudowłosa kobieta. Poznał w niej Nellę Riddle, chociaż widział ją zaledwie parę razy. Skłonił się. Czarny Pan nie tolerował braku szacunku dla siebie czy swojej rodziny.
- Witaj Draconie. Co cię tutaj sprowadza? - kobieta miała przyjemny ton głosu.
Zawsze dziwił się jak ktoś taki mógł zakochać się w Voldemorcie, ale mówią że miłość nie wybiera. Miał ściśnięte gardło, ale zmusił się do odpowiedzi.
- Muszę zobaczyć się z Lilyane Potter, pani. To niezwykle ważne.
Przez twarz kobiety przebiegł cień zaskoczenia, ale nijak nie skomentowała tego co powiedział młody arystokrata.
- Lily! - zawołała.
Po kilkunastu sekundach drzwi się otworzyły i weszła przez nie piękna rudowłosa kobieta o zielonych przeszywających oczach. Zrobiła parę kroków i zatrzymała się zaskoczona widokiem Dracona.
- Wzywałaś mnie Nello? - zapytała, zręcznie maskując własne zdziwienie.
- Tak. Młody Malfoy ma do ciebie sprawę.
Lily spojrzała na chłopca wyczekująco. Zmieszał się. Nie chciał mówić przy pani Riddle. To było... dosyć krępujące. Na jego szczęście Nella szybko zorientowała się o co chodzi.
- Pójdę się przejść. Będę w ogrodach - rzuciła po czym opuściła pokój.
Draco westchnął cicho.
- Pani Potter, przyszedłem tu z dwóch powodów - zaczął, wiedząc że czeka go trudna rozmowa.
Lilyane chyba to spostrzegła, bo zaproponowała żeby usiedli. Chłopiec gorliwie na to przystanął.
- Masz może ochotę na kanapki?
Pokiwał głową uświadamiając sobie, że prawie nie tknął śniadania.
- Młynek!
Przed nimi z cichym trzaskiem zmaterializował się skrzat domowy. Ukłonił się kolejno Lily i Draco.
- W czym Młynek może pani służyć?
- Przyszykuj coś na śniadanie dla panicza Malfoya. Dla mnie również przygotuj coś do zjedzenia i herbatę.
Skrzat ukłonił się ponownie, po czym zniknął. Rudowłosa spojrzała na blondyna wyczekująco. Wiedział, że czeka na jego rewelacje. Westchnął. Musiał kiedyś zacząć.
- Pani Potter...
- Mów mi Lily. Nie lubię oficjalności - przerwała mu z wymuszonym uśmiechem.
Wiedział, że nie o oficjalności chodzi. Jej nazwisko przypominało jej o zaginionym mężu i pokiereszowanym synu. Pokiwał głową i kontynuował, nie zagłębiając się w wątek jej nazwiska.
- Pierwsza sprawa jest taka, że twój syn przyjechał dzisiaj do Hogwartu.
Zamilkł. Jej reakcja była gwałtowniejsza niż mógł się tego spodziewać. Jej twarz poszarzała z przerażenia, a wargi pobladły tak mocno, jakby nie miały kropli krwi w sobie. Oddech kobiety stał się płytki i spazmatyczny, a w oczach czaił się dziki lęk. Ręce jej drżały, a wyprostowane do tej pory plecy przygarbiły się. Malfoy odczekał minutę, dwie i kolejne. Po kilku następnych pojawił się Młynek z innym skrzatem i postawili przed nimi jedzenie. Draco sięgnął po kanapkę, widząc jak Lily machinalnie sięga po ciastko i herbatę. Draco, kiedy zjadł, podjął przerwany wątek. Było to ciężkie dla niej, ale musiał o tym jej powiedzieć.
- Nawiązałem z nim dosyć koleżeńskie kontakty. Trafił do Slytherinu i mieszkamy razem w dormitorium. Dumbledore krąży wokół niego jak w okół ósmego cudu świata. Z resztą prawie wszyscy go tak traktują. On sam nie wydaje się być z tego zadowolony. Jest do ciebie podobny - stwierdził. - Mogę zaaranżować spotkanie między wami....
Kobieta spojrzała na chłopca z rozpaczliwą nadzieją w oczach. Malfoy wiedział, że pragnie nade wszystko poznać syna. Wiedział, że pragnie z nim żyć. Zawsze chciała go zabrać od Petunii. Tyle, że zniknięcie Harry'ego Potter'a było by wielkim skandalem. Rudowłosa pokiwała powoli głową.
- Ja... Bardzo bym tego chciała... - szepnęła.
- Zobaczymy co da się zrobić. Jest jeszcze druga sprawa.... - Draco urwał zaczętą wypowiedź. To co zamierzał powiedzieć było trudniejsze niż poinformowanie Lily o Harry'm. - Ja.... Wydaje mi się, że odnalazłem Hermionę Riddle.
Tym razem szok to zbyt łagodne słowo. Siedząca przed nim kobieta zamarła. Jej oczy rozszerzyły się, świdrując go na wskroś, zupełnie jakby chciała sprawdzić czy nie kłamie. Może potrafi posługiwać się Oklumencją i Legilimencją. Przez kilka minut trwała ciężka cisza. Lily próbowała otrząsnąć się z szoku, a Draco próbował zebrać myśli.
- Ale.... Jak to? - jej pytanie przywołało go do rzeczywistości.
- Poznałem ją w Ekspresie. Siedziała w przedziale z Harry'm. Wygląda inaczej niż wtedy, kiedy widziałem ją po raz ostatni, ale nie mam najmniejszych wątpliwości. To na pewno ona - kiedy wypowiadał te słowa uświadomił sobie, że to prawda.
Nie było mowy o pomyłce. Znał Hermionę Riddle zbyt dobrze.
- Potem przedstawiła się jako Hermiona Granger. Imię się zgadzało, wygląd też. Głos identyczny. Tym co mnie ostatecznie przekonało to jej przydział do Slytherinu. Po za tym mówiła mi, ze nie ma żadnych wspomnień sprzed siódmego roku życia. Trochę za dużo zbiegów okoliczności prawda?
Rudowłosa pokiwała głową z zaciętą miną.
- A więc musimy ją tu sprowadzić. Ruszamy do Hogwartu. Od razu. Do gabinetu Severusa.
Teraz blondyn kiwnął głową po czym wstał i podszedł do kominka. Chwycił garść proszku Fiuu. Rzucił go w płomienie, po czym skoczył w nie, krzycząc: ,,Hogwart! Gabinet Severusa Snape'a!''
Chłopak zniknął w płomieniach. Lilyane stała przed kominkiem trzymając proszek Fiuu w garści. Podjęła już decyzję, teraz trzeba było zrobić pierwszy krok ku realizacji zadania. Czas by udała się do Hogwartu i zwróciła Nelli córkę. Obiecała jej to cztery lata temu i miała zamiar dotrzymać obietnicy. Rudowłosa wzięła głęboki oddech i rzuciła proszek Fiuu w płomienie. Wkroczyła w nie krzycząc te same słowa co Draco. Świat wokół niej zawirował, a ona po chwili znalazła się w zupełnie innym miejscu. Pierwsze co zobaczyła po wyjściu z płomieni to zaskoczona twarz Severusa. Snape stał dokładnie naprzeciwko niej. Był pobladły z przerażenia. Bał się o nią.
- Lily, co ty wyprawiasz? Jak cię złapie...
Urwał widząc determinację na bladej twarzy rudowłosej. Kobieta była pewna swego.
- Później ci wytłumaczę. Musisz mi pomóc.... Mi i Draconowi.
Spojrzenie Snape'a padło na blondyna, ale nie zawahał się ani chwili. Kiwnął głową.
- Co mam zrobić?
- Musisz wyciągnąć Hermionę Granger z dormitorium.... Muszę ją zabrać. Najlepiej tak by nikt się nie dowiedział, że zniknęli na cały weekend, bo Draco też z nami pójdzie. Ja tu poczekam ukryta pod zaklęciem kameleona. Ty weź Dracona i zgarnij ją. Nieważne jak ją tu ściągniesz. Ważne żeby szybko! Nie mamy chwili do stracenia!
Czarnowłosy pokiwał głową. Z westchnieniem złapał Draco za ramię i wybiegł z komnaty, ciągnąc blondyna za sobą. Oboje byli odprowadzani niespokojnym spojrzeniem zielonych oczu.
***
Dwoje ludzi siedziało w sypialni swojego syna i  kołysało go do snu. Oboje ukrywali się, ale byli szczęśliwi, na tyle na ile mogą być szczęśliwe osoby zamknięte w przymusowym areszcie, drżące o życie swego jedynego dziecka. Ich codzienność wyglądała tak samo. Nie wiedzieli tylko, czy dobrze zrobili ufając tym, którym zaufali. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się smutno. Mały chłopiec, którego rudowłosa kobieta trzymała na rękach, zaczął zapadać w sen. Lilyane odłożyła syna do kołyski, po czym wzięła męża za rękę i oboje wyszli ramię w ramię z pokoju. Usiedli w salonie. Lily czytała mugolską książkę, a James pisał list. Zadaje się, że był on adresowany do Syriusza. Nagle oboje drgnęli. Trzasnęły drzwi wejściowe. Lily złapała różdżkę i stanęła z boku, by móc pobiec na górę... Chronić Harry'ego. James błyskawicznie wyciągnął różdżkę ze spodni. Wyszedł na korytarz i rozejrzał się. Na początku korytarza stał Syriusz. James odetchnął z ulgą. Z uśmiechem przywitał przyjaciela.
- Witaj, Syr...
- Nie ma czasu James! Nie wiem czy uda mi się go powstrzymać! 
- O czym...
- Musicie uciekać oboje! Natychmiast! 
Jednak Potterowie stali niczym sparaliżowani. Syriusz ruszył w ich kierunku. Minął James'a i chwycił Lily za rękę. pociągnął na dół i zamarł w oczekiwaniu. Nie minęła nawet minuta, gdy drzwi się otworzyły. Ukazała się w nich głowa Severusa Snape'a. W jego stronę poleciała drętwota rzucona przez James'a. 
- Petrifikus Totalus - mruknął Syriusz i James już leżał sparaliżowany. 
- Co do dia....
Syriusz nie dał Lily skończyć. Wepchnął kobietę w ręce Śmierciożercy. Ten chwycił ją i zatrzasnął drzwi po drugiej stronie. Po chwili rozległ się trzask deportacji. Lily i Severus zniknęli. 
***
Lily usłyszała kroki an zewnątrz i zacisnęła palce na różdżce. Wspomnienia zniknęły spod jej powiek niczym mgła. Rudowłosa skoncentrowała się i uniosła różdżkę, gotowa zadziałać. Kroki coraz bardziej się zbliżały. W końcu drzwi uchyliły się lekko i ukazał się w nich Draco Malfoy. Zaraz po nim do sali wepchnięta została Hermiona Granger. Następny wszedł Severus. Serce Lily załomotało boleśnie w jej piersi. Tak bardzo chciała odzyskać również swoje dziecko.... Zdjęła z siebie zaklęcie kameleona. Hermiona krzyknęła zaskoczona. Otworzyła nawet usta, by zadać jakieś pytanie.
- Bez pytań - warknęła rudowłosa. Musiała być oziębła chociaż chciałaby inaczej. - Draco ty pierwszy.
Chłopak bez wahania wziął proszek i skoczył w płomienie. Podała proszek Hermionie, która wyglądała jakby już to nie raz robiła.
- Gdzie mam się przenieść?
- Riddle Manor.
- Dobrze - powiedziała i z takim okrzykiem skoczyła w płomienie.
- Sev?
Mężczyzna kiwnął głową i podążył za uczniami. Lily wzięła garść proszku, odłożyła kociołek na miejsce po czym ruszyła za swoimi poprzednikami. Po chwili w gabinecie Severusa wyglądało tak, jakby nikt od kilku godzin tu nie zaglądał. Tylko wesoło trzaskający ogień wskazywał, na rozegraną przed chwilą scenę.
***
Po drugiej stronie na Hermionę czekał dziwny widok. Wylądowała w jakimś salonie przystrojonym w barwy Slytherinu przed nią stał Harry i profesor Snape. Chwilę później z płomieni wyłoniła się również owa rudowłosa kobieta, która czekała na nich w gabinecie Snape'a. Obrzuciła ją uważnym spojrzeniem, a Hermiona zauważyła jak zielone oczy kobiety rozszerzają się w zdumieniu.
- To naprawdę ona... - szepnęła. - Sev posłałeś już po Nellę i Toma?
- Tak, zaraz przyjdą.
- Hermiono proszę idź z Severusem i Draconem do pokoju obok.
Dziewczynka kiwnęła głową i wyszła z pokoju wraz z mężczyznami. Lily odetchnęła głęboko. Musiała jakoś przekazać swojej przyjaciółce i jej mężowi prawdę. Stała kilka minut zatopiona w myślach, aż do pokoju wpadła zdyszana para. Musieli być w ogrodach i biec całą drogę, bo mieli zaróżowione policzki i ciężko oddychali. Ich niespokojne oczy przeczesały cały pokój, a kiedy odkryli, że stoi w nim tylko Lily, skupili je na rudowłosej kobiecie. Tą parą byli Riddle'owie. Tom Marvolo Riddle znany w całym czarodziejskim świecie jako Lord Voldemort był wysokim mężczyzną, miał trupiobladą cerę, czerwone oczy, nie miał nosa, a na jego twarzy nie było ani jednego włoska. Obok niego stała Nella Eleonora Riddle, z domu Vaillance*. Była to kobieta średniego wzrostu, o orzechowych oczach i rudych, kręconych włosach. Miała ciepłą cerę, a na jej nosie widniały piegi. To małżeństwo prezentowało się zaiste dziwacznie, ale Lily nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- Nello, Tomie, muszę wam coś powiedzieć - na osobności kobieta również do Voldemorta mogła mówić po imieniu.
Małżeństwo Riddle spojrzało pytająco na panią Potter. Nella nieświadomie, miażdżyła dłoń męża, z równą siłą jak on miażdżył oparcie krzesła, o które się opierał.
- Nie wiem jak wam to powiedzieć... - Lily zawahała się, ale postanowiła skrócić historię do absolutnego minimum. - Wasza córka, Hermiona, przybyła wczoraj do Hogwartu. Tam poznał ją Draco Malfoy i poinformował mnie. Oboje mamy pewność, że to ona. Odnaleźliśmy wasze dziecko.
Nella zbladła, a Tom rozdziawił usta. Oboje trwali w stanie szoku dobre kilka minut. Zielonooka nie popędzała ich, bo wiedziała, że oboje muszą przetrawić tą sytuację. Pierwszy otrząsnął się Tom. Puścił krzesło i zrobił krok w kierunku Lily.
- Musimy ją tu sprowadzić - powiedział chłodno, by nie dać po sobie poznać jak bardzo go ta sytuacja ucieszyła.
Tak bardzo tęsknił za swoją ukochaną córeczką. Tak bardzo go bolało, gdy została porwana. Wiedział, że Nella jako matka przeżywa wszystko dwa razy mocniej niż on. Kobieta zaczęła oddychać coraz bardziej nierówno. Wysunęła się przed niego i położyła drugą rękę na ramieniu Lily.
- Lils proszę ściągnij ją tu jeszcze dzisiaj - jej ton był błagalny.
Była arystokratką. Nigdy nikogo nie błagała. Zawsze zachowywała się godnie, a innych trzymała na dystans. Ale teraz nie mogła. Tu chodziło o jej córkę. O jej dziecko. Jedyne dziecko, które mogło ją pamiętać, bo pozostała dwójka... Myśl o pozostałych dzieciach Nella odsunęła daleko od siebie. Liczyło się tu i teraz.
- Nello.
Pani Riddle uniosła wzrok na Lily.
- Ona tu jest. Wraz z Severusem i Draconem sprowadziliśmy ją tutaj.
Tego było dla Nelli za wiele. Świadomość, że jej ukochane dziecko wróciło do niej przytłoczyła ją. Radość zaparła jej dech w piersi. Ostatnie co kobieta pamiętała to myśl, że odzyska chociaż jedno z dzieci. Później zapanowała ciemność.
***
Tom nerwowo krążył po komnacie. Natłok emocji związanych z odnalezieniem jednego z dzieci był dla jego żony zbyt duży. Jej organizm zareagował w jedyny znany sobie sposób... Kobieta zemdlała, niedługo zapewne odzyska świadomość, ale Riddle i tak odchodził od zmysłów. Ta kobieta stanowiła centrum jego wszechświata i była jego jedyną prawdziwą oporą. Jego powierniczką, przyjaciółką, żoną, kochanką. Wszystkim co najcenniejsze. A teraz leżała nieprzytomna na kanapie w salonie. Nagle do uszu mężczyzny doleciało ciche westchnięcie. Pani Riddle zatrzepotała powiekami i po sekundzie otworzyła oczy. Jej czekoladowe oczy znowu nabrały żywego blasku. Kobieta odnalazła spojrzeniem męża.
- Tak, to prawda. Nie przyśniło ci się to - odpowiedział na jej nie zadane pytanie.
Po tylu latach życia razem porozumiewali się bez słów. Nie musieli kształtować pytań ani precyzować odpowiedzi. Po prostu wiedzieli. Kobieta gwałtownie usiadła.
- Chcę ją zobaczyć. Chcę z nią porozmawiać - zażądała.
Tom doskonale rozumiał Nellę. Sam nie pragnął niczego bardziej. Tylko jedno pytanie nie dawało mu spokoju. Ile jego córka wiedziała o świecie czarodziei? Ile zdążyli jej powiedzieć o kłamstwach tego świata? Czy już zdążyła go znienawidzić? Właściwie to nie było jedno pytanie. To było jedno uczucie, z którego zrodziło się setki podobnie brzmiących pytań. Pani Riddle doskonale wyczuła nastrój męża.
- Tom spójrz na mnie - mężczyzna spojrzał żonie w oczy. - Będzie dobrze. Cokolwiek by się nie stało zawsze będę przy tobie. I zobaczysz, że ona też stanie po twojej stronie. Jak tylko zrozumie sytuację.
Tom odetchnął głęboko i skinął głową. Już czas.
- Severusie!
Drzwi od komnaty otworzyły się i stanął w nich wysoki czarnowłosy mężczyzna.
- Wzywałaś Nel?
- Tak. Przyprowadź Hermionę.
Czarnowłosy zniknął, by po chwili wrócić z uczennicą. Wprowadził ją do pokoju po czym szybko wyszedł. Nie chciał być przy tym. To sprawa rodzinna. Hermiona rozejrzała się po salonie. Trzy ściany były drewniane i bogato zdobione. Czwarta ściana była przeszklona i wychodziła widokiem na przepiękne ogrody. Z drewnianego sufitu zwisały kryształowe, zapewne diamentowe, żyrandole. W jednej ze ścian był marmurowy kominek, a przed nim stały złoto-granatowe kanapy. Po drugiej stronie pokoju stał wielki, biały fortepian. Koło fortepianu również stały kanapy, a po za nimi stał również drewniany stolik oraz fotele. Na podłodze leżał przepięknie haftowany, gruby dywan. Przy kominku stała para. Dość wysoki mężczyzna o czarnych włosach i szarych oczach, obejmował w talii rudowłosą kobietę, średniego wzrostu o czekoladowych oczach, bardzo przypominających oczy Hermiony. Rudowłosa patrzyła na Hermionę z uśmiechem i czymś na kształt... wzruszenia? Tęsknoty? Hermionie ciężko było nazwać uczucia gromadzące się we wzroku stojącej przed nią kobiety. Po chwili milczenia Rudowłosa zabrała głos.
- Witaj Hermiono w Riddle Manor. Jestem Nella Riddle, a to mój mąż Tom Riddle, znany również jako Lord Voldemort - przy ostatniej części zdania Rudowłosa zawahała się.
Nie chciała na starcie zrażać córki do męża. Hermionę zamurowało. Dużo słyszała o Voldemorcie, że nie żyje, że pokonał go Harry. Że jest bestią. Że przypomina węża. A przed nią stał przystojny, wysoki brunet o szarych oczach i bladych policzkach. Hermiona milczała skoncentrowana. Nie miała bladego pojęcia co odpowiedzieć tej kobiecie, która wpatrywała się w nią z utęsknieniem.
- Ja... eeee.... znaczy... Nazywam się Hermiona Granger - Hermiona niezbyt popisała się elokwencją, ale przyznajmy się szczerze kto z nas zachowywał by się lepiej? Siedzisz sobie spokojnie w pokoju wspólnym, do którego nagle wpada profesor Snape, który ciągnie za sobą Malfoya. Chwyta cię bez słowa za ramię i ciągnie w stronę wyjścia, po drodze warcząc tylko ,,Granger za mną.'' Po czym rusza tak szybkim chodem, że niemal musisz biec. Wpadasz do jego gabinetu, a tam w twojej obecności jakaś nieznajoma zdejmuje z siebie czar kameleona i wciska ci proszek Fiuu do ręki. Nic nie wyjaśnia, tylko mówi gdzie masz się przenieść. Tam dorośli posługując się urywkami zdań, wypełniają jakieś zadania, a po chwili przychodzą do ciebie obcy ludzie, którzy przedstawiają się jako małżeństwo. Co więcej jedną z tych osób jest równie groźny, co sławny Lord Voldemort. Bądźmy szczerzy, Hermiona miała pełne prawo być skołowana tą sytuacją. Jednak po kilku sekundach ponownie odezwała się Nella.
- Może lepiej usiądziemy? Musimy ci sporo wyjaśnić skarbie.
Hermiona poczuła dziwne ciepło w okolicach serca. Nikt nigdy nie zwracał się do niej tak... uczuciowo. Ciężko było opisać ton głosu pani Riddle, ale zdecydowanie były w nim ciepłe uczucia.. na kształt.... miłości? Hermiona nie do końca wiedziała jak nazwać to co odczytywała w głosie rudowłosej kobiety. Wszyscy zajęli miejsca na gustownych, wygodnych i zapewne kosztownych kanapach. Przez chwilę trwało uciążliwe milczenie. W końcu odezwał się Tom.
- Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od samego początku. Nazywam się Tom Marvolo Riddle. Trzynaście lat temu poślubiłem tą oto wspaniałą kobietę, Nellę Eleonorę Riddle, wtedy jeszcze Vaillance - straszliwy lord spojrzał z pewną... czułością na swoją żonę. - Zapewne znasz już moją historię. Jej oficjalną, i w większości zakłamaną część. Tą która przedstawia mnie jako tyrana i człowieka, a właściwie nawet nie człowieka, tylko bestię, którego życiowym celem od zawsze było wytępienie wszystkich szlam na świecie. W pewnym sensie jest to moja ideologia, ale powstała dużo później niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Powstała by chronić to co dla mnie najcenniejsze, czyli moją rodzinę. Powstała w wyniku okoliczności.... bardzo trudnych - Tom poczuł jak drobne ręce żony zaciskają się na jego dłoniach. Pomimo upływu lat to nadal bolało tak samo. - Myślę, że więcej o tym chętnie opowie ci Nella. Jedenaście lat temu zostałem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Moja żona urodziła przecudowne bliźnięta. Chłopca i dziewczynkę. Podobnych jak dwie krople wody. Oboje mieli kasztanowe kosmyki na głowach i czekoladowe oczy. Rok później szczęście znowu zawitało do mojego domu. Tym razem moja żona urodziła rudowłosą córkę o szarych oczach. Miałem wtedy dobrą posadę w Ministerstwie, widoki na coraz wyższe urzędy. Nie ukrywam, że zawsze miałem pociąg do władzy, a pośród ludzi posłuch. Byłem szanowany, byłem urodzonym liderem grupy. Wielu ludzi jest podobnych. Co mnie od nich różniło? Byłem lepszy bardziej utalentowany. Miałem realne szanse, by tą władzę mieć. Niestety miałem równie wielu wrogów, co zwolenników. Większość z nich była nieistotna, po porostu mnie nie lubili lub mi zazdrościli. Właściwie tylko jeden z nich był liczący się. ALBUS DUMBLEDORE. Największa szumowina jaką znał świat. Byliśmy kiedyś czymś w rodzaju przyjaciół. W to co się stało między nami nie będę się zagłębiał. Po wielu miesiącach użerania się z nim liczyłem, że w końcu dał mi spokój. Ożeniłem się i trzynaście lat temu wszystkie waśnie między nami ucichły, a ja mogłem w spokoju żyć, szczęśliwy z rodziną. Oczywiście pomyliłem się, to była cisza przed burzą. Przez te dwa lata działy się straszne rzeczy, a oskarżenie o nie padało na mnie. Oczywiście bożyszcz świata czarodziejów tak powiedział i zwalczał to zło, którego nawiasem mówiąc był sprawcą. W tą noc, w którą oficjalnie zginęli Potterowie miałem się spotkać z Jamesem. Myślę, że domyślił się że ta cudowna twarz, którą pokazuje wszystkim Dumbledore nie jest prawdziwa, albo miał w posiadaniu inną cenną informację. Niestety kiedy przybyłem do Doliny Godryka było za późno. Harry był już okaleczony. Lily została uratowana przez Severusa, ale James zniknął. Od jedenastu lat nie mamy żadnej informacji o nim, nie wiemy czy zginął czy jest zakładnikiem. Na szczęście Dumbledore nie wie że Lily żyje, bo przestałby ufać Severusowi. Przez rok od pamiętnych zdarzeń w domu Potter'ów żyłem spokojnie. Wraz z Nellą i trojgiem dzieci udaliśmy się w odwiedziny do znajomych. Jednak wpadliśmy w pułapkę. Ktoś zabił moich znajomych, a na nas czekał. Szybko zorientowaliśmy się co się dzieje. Wraz z Sverusem walczyliśmy, a Nella teleportowała się do naszego domu z starszą córką. Była wtedy osłabiona porodem i nie ryzykując rozszczepienia swojego i dzieci mogła teleportować się tylko z jednym dzieckiem. Kiedy wróciła, Severus leżał nieprzytomny, tak samo jak ja. Ponadto ktoś na mnie rzucił czar oszpecający. To potężna klątwa. Po wielu latach udało mi się zdjąć jej część i teraz w obecności rodziny przebywam pod normalną postacią. Ale nie to było najgorsze w tej historii. Zarówno nasz syn, jak i najmłodsza córka zniknęli. Od tamtej pory zacząłem zbierać zwolenników w zastępy. Już wcześniej tworzyli coś w rodzaju mojego fanklubu, a że mieli skłonności do przemocy to Dumbledore sprytnie to wykorzystał. Odgrodziłem mój dom od świata na wszystkie znane mi sposoby. Chroniłem to co kocham najlepiej jak potrafiłem. Wydawało mi się że jesteśmy bezpieczni. Większej głupoty popełnić nie mogłem. Znowu nie doceniłem przeciwnika. To się stało cztery lata temu. Musiałem opuścić dom na dwa dni. Żona i córka nie mogły mi towarzyszyć. Wtedy wróg zaatakował. Pokonał wszystkie moje bariery. Teleportował się z nią. Nie mogłem nic zrobić. Szalałem z niepokoju i rozpaczy. Byłem pewny, że nie żyje, aż do dzisiaj. Dziś odnalazłem jedno z naszych dzieci.
Wszystkie emocje Lorda były uzewnętrznione w trakcie tej opowieści. Ojcowska miłość i miłość do Nelli to jedyne uczucia nad którymi nie panował. Po za tym cały czas nosił maskę nienawiści, chłodu, opanowania i spokoju. Nie sprawiało mu to nawet najmniejszych trudności. Jego zatwardziałe serce biło tylko dla czterech istot, z czego dwie siedziały w tym pokoju. Hermiona była przejęta historią Riddle'a. Jednak nie potrafiła złączyć swojego pobytu tutaj, opowieści Toma i wszystkiego co się działo dookoła niej.
- To smutna historia... ale nie rozumiem dlaczego pan mi o tym mówi... - powiedziała niepewnie, nie wiedząc jak się zwracać do Lorda Voldemorta.
- Widzisz, moja droga, to TY jesteś naszą porwaną cztery lata temu córką.
Kasztanowłosa wyglądała jakby dostała czymś ciężkim w głowę. Była blada jak ściana, jej oczy były szeroko otwarte, a mózg pracował na najwyższych obrotach. Próbowała nie wierzyć w słowa Toma, ale nie potrafiła. Czuła wszystkie jego uczucia kiedy opowiadał tą historię. Niestety jego słowa w części pokrywały się z jej myślami. Nie miała żadnych wspomnień sprzed siódmego roku życia. Skutek zaklęcia modyfikującego pamięć. W tym momencie zerwała się gwałtownie z fotela i zaczęła krążyć po pokoju, pozwalało jej to ukoić nerwy i poukładać wszystko w głowie. Po kilku minutach, które dla państwa Riddle ciągnęły się w nieskończoność, ponownie usiadła.
- Nie mam żadnych wspomnień sprzed siódmego roku życia - zaczęła niepewnie. - Moi opiekunowie adoptowali mnie na usilną prośbę jakiegoś mężczyzny. Nie będę opowiadała teraz tej historii, ale nigdy nie ukrywali, że mnie nie chcieli i zrobili to tylko dlatego, że on tak bardzo ich prosił. Z resztą obiecał, że po czterech latach zniknę z ich domu. Zawsze chciałam odnaleźć prawdziwych rodziców, a jak dostałam list z Hogwartu to zrozumiałam, że moi rodzice są czarodziejami. Skąd tylko mam mieć pewność, że to ja naprawdę jestem waszą córką?
- Och skarbie, podstawowym dowodem jest nasze niezaprzeczalne podobieństwo, a więcej dowodów będę mogła pokazać ci w przyszłości - tym razem głos zabrała Nella. - Główny z nich to znamię Salazara Slytherina, które pojawi się w twoje szesnaste urodziny. Jednak będą również inne znaki, o których opowiem ci bardzo chętnie, ale może jutro? Zbliża się pora obiadowa.
Hermiona machinalnie spojrzała w lustro i dostrzegła swoje brązowe fale, czekoladowe oczy i delikatną cerę. Oczy miała wyraźnie po Nelli. Włosy.... Kolor chyba po Tomie, ale loki.... sama nie była pewna czy Tom ma loki, czy jednak odziedziczyła je po Nelli.
- Wierzę wam - powiedziała cicho i spokojnie, aczkolwiek wyraźnie.
Radość odbiła się wyraźnie na pięknej twarzy Nelli, a kąciki ust Toma drgnęły ku górze.
- Zostaniesz tu z nami? W Riddle Manor?
- Ależ ja chodzę do szkoły!
- Nie możesz chodzić do szkoły, jeśli dyrektor dowie się kim jesteś, nie będziesz tam bezpieczna - Tom wtrącił swoje trzy grosze.
- Może porozmawiamy o tym jutro? Dzisiaj możesz spać w swoim pokoju Hermiono. Jutro będziemy mieli więcej czasu, by o tym porozmawiać. Dobrze byłoby jednak coś zjeść.
Zarówno Tom jak i Hermiona skinęli głowami na znak zgody. Cała trójka udała się do olbrzymiej jadalni. Była utrzymana w kremowo-złotym kolorze. Drewniane części krzeseł były w ciemnym tonie, a z sufitu zwisały cztery okazałe żyrandole. Z boku stała obita w białą skórę kanapa i ciemny stolik na wieczorne herbatki. Stało tu również kilka donic z roślinami, a na ścianach wisiały obrazy. Pod jedną ścianą stał zabytkowy zegar, robiony z ciemnego, dębowego drewna ze złotymi wykończeniami. Całość prezentowała się przepięknie. Rodzina spożyła przepyszny posiłek w dosyć sztywnej atmosferze. Każde było tak zaprzątnięte swoimi myślami, że nie było w stanie docenić wykwintności obiadu. Lord pierwszy skończył posiłek.
- Muszę udać się na naradę. Tymczasem Nello zaprowadź Hermionę do jej pokoju. Dzisiaj wieczorem odbędzie się bal, więc możecie się do niego przygotować. Rozpoczęcie będzie o godzinie 20.00 - po tych słowach po prostu wstał i opuścił jadalnię.
***
Severus krążył nerwowo po gabinecie Riddle'a. 
- Musimy dobrze to rozegrać Sev. To ważne. Postaram się zatrzymać ją w domu, ale już jako dziecko była podobna do mnie, jeśli się uprze to nie dam rady. A zawsze pragnęła chodzić do tej szkoły.
- Masz rację Tom. Muszę teraz iść. Do zobaczenia na balu.
Lord skinął głową i odprowadził Severusa wzrokiem do wyjścia. Kiedy mężczyzna zniknął za drzwiami, Tom zajął się wysyłaniem zaproszeń na jutrzejszy bal w Riddle Manor. 'Zaproszenia' to trochę za dużo powiedziane. Na końcu każdego znajdowały się dwa słowa: 'Obecność obowiązkowa.' Każdy kto znał Lorda, wiedział że jeśli coś jest obowiązkowe, to nie można tego zlekceważyć. Lekceważenia swoich poleceń czy braku szacunku dla siebie lub swojej rodziny Lord nie tolerował. Późnym wieczorem Tom udał się do swojej sypialni. W łazience stała jego żona. Uśmiechnął się czule na ten widok. Ta kobieta stanowiła centrum jego świata. Nigdy nikomu nie pokazywał swoich uczuć do Nelli, ponieważ wiedział, że każdy jego wróg wykorzystałby to przeciwko niemu. Teraz musiał chronić jeszcze jedną osobę. Swoją córkę. I z tą myślą wpadł w objęcia Morfeusza.
Tymczasem każdy śmierciożerca dostawał taką wiadomość:
Dzisiaj, 2 września, odbędzie się bal z okazji odnalezienia przeze mnie córki. Rozpocznie się on o godzinie 20.00. Kartka to świstoklik, który aktywuje się o godzinie 19.30 i przeniesie Cię do Riddle Manor.
Lord Voldemort
Obecność obowiązkowa.


*Vaillance - (franc.) nazwisko wymyślone przeze mnie

Witajcie! 
Przybywam z nowym rozdziałem :)! Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nie przedłużając: zapraszam do czytania! 
Pozdrawiam, 
Zuza 💜