Player

czwartek, 5 stycznia 2017

Rozdział 3

Hermiona rozejrzała się po pokoju, który Nella przedstawiła, jako jej pokój w tym domu. Słowo pokój było naprawdę dużym niedomówieniem. Jej nowe lokum było potężnym apartamentem.  Jej sypialnia była osobnym pokojem, który był urządzony bardzo gustownie. Miał beżowo-brązowe ściany, a z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Przy jednej ze ścian był kominek, a nad nim znajdowało się lustro. W salonie znajdowało się kilka obrazów, dwie kanapy, a także stolik i krzesła. Jedna z kanap była zielona, a po obu jej stronach znajdowały się, doskonale dopasowane do ścian, drzwi. Hermiona uchyliła jedne z nich i stanęła oniemiała w progu. Znajdowała się w przepięknej sypialni urządzonej jak dla księżniczki. Ściany były jasne, z wyjątkiem tej znajdującej się nad wielkim łóżkiem. Po prawej stronie łoża była mała szafka nocna, a przed nim sofa. Naprzeciwko łóżka, na którym siedziała Hermiona, był marmurowy kominek, a nad nim wisiało lustro. Obok była komódka, nad którą wisiało lustro. Całkowicie po lewej stronie było wyjście na balkon. Hermiona westchnęła z zachwytem. Ten pokój był idealny. Dziewczyna energicznie i wyszła na taras. Przed nią rozpościerał się widok na ogrody w Riddle Manor. Była to ogromna powierzchnia, doskonale zadbana. Dziewczyna wiedziała, że owe ogrody będą jednym z jej ulubionych miejsc w tym domu. Nie miała za dużo czasu, więc obróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia z sypialni. Hermiona zaciekawione podeszła do drugich drzwi. Otworzyła je i zdumiona stanęła na progu... łazienki. Ale nie byle jakiej łazienki! Pomieszczenie było dosyć spore. Podłoga wyłożona była ciemnym marmurem. Wanna, która znajdowała się po środku, była okrągła z czterema kolumnami. Za nią było przejście do umywalki. Po lewej stronie była szklana ściana, a za nią sauna. Spojrzała na kratę, która oddzielała saunę od części z wanną i zobaczyła, że jest to również szyba, tylko zręcznie zamaskowana. Po prawej stronie (części z umywalką) był fotel do masażu i szklana ściana, za którą były półki z ogromną ilością kosmetyków, szamponów, olejków, balsamów i tym podobnych. Po za tym w tej samej części znajdowała się ubikacja oraz potężne lustro. Hermiona była zachwycona i postanowiła, że kiedy tylko znajdzie czas zaszyje się w tej łazience i odleży stresy w w wannie. Teraz szybko wyszła z łazienki, bo wiedziała, że jeśli jej nie opuści to spędzi w niej całą wieczność. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała.
Do jej apartamentu weszła Nella. Kobieta uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Hermiono mamy wspólną garderobę. Pomyślałam może, że chciałabyś wybrać dla mnie suknię na bal - dodała niepewnie.
- Bardzo chętnie! Jedynie musisz mi pokazać gdzie jest garderoba, bo jeszcze jej nie znalazłam - dziewczynka odwzajemniła uśmiech rudowłosej kobiety.
Nella podeszła do jednej ze ścian i pokazała młodej Ślizgonce dwa ukryte przyciski.
- Ten górny prowadzi do biblioteki, możemy tam na chwilę wejść jeśli chcesz. Zgromadziliśmy tam wiele książek.
Hermiona pokiwała głową i wcisnęła przycisk. W ścianie pokazały się ukryte drzwi. Wzięła głęboki wdech i weszła do ostatniego pomieszczenia. To co ujrzała przyprawiło ją o zawrót głowy. Stała oniemiała w progu obejmując wzrokiem ogromną bibliotekę. Bez trudu odgadła, że rzucono na nią zaklęcie, bo była dużo większa niż pozwalały by na to oryginalne rozmiary budynku. Pomieszczenie było dosyć jasne z wieloma kolumnami, wyłożone marmurem. Z góry miało szybę, przez którą świeciło słońce, ale Hermiona wiedziała, że to iluzja. Znajdowała się na co najwyżej drugim piętrze, a Nella powiedziała jej, że dom trzy piętra plus parter i lochy.. Hermiona gwałtownie odwróciła się i szybko opuściła pomieszczenie, bo wiedziała, że jeśli weźmie chociażby jedną książkę do ręki, to utknie tu na zawsze. Nella spojrzała na nią z niepokojem.
- Jeśli wzięłabym choć jedną książkę do ręki nie odciągnęła byś mnie od nich przez najbliższe... kilka dni - roześmiała się cicho.
Konwersacja z tą kobietą przychodziła jej zaskakująco łatwo. Odwróciła się z powrotem do ściany w wcisnęła dolny przycisk. Dokładnie w tym samym miejscu pojawiły się nieco inne drzwi. Powolutku je otworzyła i wsunęła się do pokoju, nie patrząc na nic co jest w środku. Dopiero gdy zamknęła drzwi za Nellą, odwróciła się i spojrzała na pomieszczenie, w którym się znajdowała. Jej szczęka z łoskotem odpadła na podłogę i kasztanowłosa musiała ją dobre parę minut zbierać. Znajdowała się w pomieszczeniu, które normalny człowiek nazwałby ekskluzywnym sklepem. Jednak Hermiona wiedziała, że to nie jest sklep. To miała być ich garderoba. Pokój był niemal biały, chociaż dziewczyna miała wrażenie, że jest bardziej koloru kremowego. Przez całą rozciągłość pomieszczenia stały szafy, w których były setki ubrań. Pomiędzy niektórymi stały niskie pufy. Na jednej z nich opadła Kasztanowłosa i stwierdziła, że siedzenie jest bardzo miękkie. Dopiero teraz zauważyła, że na ścianie, na której znajdują się również drzwi, są zawieszone lustra, tak że zajmowały całą powierzchnię. Ściana naprzeciwko luster była złożona z półek, na których stały setki par butów, w różnych typach oraz niezliczona ilość torebek. Hermiona ze zdziwieniem zauważyła, że większość kreacji i większa część butów jej się podoba. Dziewczyna zawędrowała na jeden koniec pokoju, gdzie przy ścianie stała szafa z wieloma szufladami. Po chwili zauważyła mały panel z przyciskami. Nad każdym przyciskiem była informacja jaką szufladę otwiera. Wcisnęła guzik nad którym było napisane 'diademy'. Wysunęła się największa szuflada znajdująca się centralnie pośrodku szafy. Było w niej sześć popiersi, na których było sześć różnych diademów. Dziewczyna jak zaklęta wpatrywała się w jeden z nich. Była to idealna kopia Diademu Roweny Ravenclaw. A może to był ten diadem? Dziewczyna przerwała swoje rozmyślania i czym prędzej zamknęła szufladę wciskając czerwony przycisk u góry panelu. Hermiona odwróciła się i wyszła z garderoby, wiedząc że już uwielbia to miejsce. Nigdy nie nosiła drogich strojów, bo po prostu nie było ją na to stać. A teraz miała do dyspozycji tą olbrzymią garderobę. Zapomniała nawet kto jej ją ofiarował. Nie obchodziło już jej, że jest córką Czarnego Pana. Teraz mogła być sobą. W tym momencie coś w niej pękło. Czuła, że jakaś nie znana jej do tej pory strona jej charakteru chce ujrzeć światło dzienne. W sumie znana strona... Jednak do tej pory zagłuszało ją poczucie odrzucenia. Spojrzała z uśmiechem na Nellę.
- Zaraz coś dla Ciebie wybierzemy! - powiedziała z zapałem i ruszyła w sektor, gdzie dostrzegła suknie balowe.
Wisiały tam suknie w najróżniejszych kolorach i fasonach. Wszystkie wyglądały na kosztowne, ale niektóre były proste i skromne, podczas gdy inne były niemal ekstrawaganckie. Przesuwała wzrokiem po każdej z nich, aż jedna zwróciła jej uwagę. Była to czerwona suknia na grubych ramiączkach. Gorset wyszywany był kryształami, tak samo jak górna część spódnicy, która rozszerzając się ku dołowi sięgała do ziemi. Hermiona dotknęła jedwabnego materiału.
- Ta będzie idealna dla ciebie Nello - powiedziała.
Ból przetoczył się przez twarz pani Riddle z szybkością światła, ale natychmiast został zastąpiony przez promienny uśmiech. Zabolało ją to, że córka mówi do niej po imieniu, ale czego mogła się spodziewać? To dziecko nawet jej nie pamiętało. Mimo bezgranicznej miłości do córki wiedziała, że musi dać jej czas. Z uśmiechem ściągnęła wybraną przez Hermionę kreację z wieszaka.
- Świetny wybór kochanie - powiedziała ze ściśniętym sercem.
Hermiona wydawała się lekko zaskoczona, ale w żaden sposób tego nie skomentowała. Uśmiechnęła się niepewnie. Wzięła Nellę za rękę i pociągnęła do miejsca gdzie stały buty na obcasach. Długo je przeglądała nie mogąc się zdecydować, aż w końcu dostrzegła idealną parę. Buty były srebrne z brokatem, który mienił się przy każdym ruchu. Idealnie pasowały do sukni. Podniosła je i podała rudowłosej kobiecie, która z uśmiechem zaaprobowała wybór swojej córki.
- Może teraz wybierzesz swoją sukienkę i buty, a potem wybierzemy sobie biżuterie i fryzury?
- Bardzo chętnie - Hermiona pokiwała głową i ruszyła za Nellą.
Kobieta weszła w sektor, gdzie znajdowały się sukienki dopasowane do wzrostu i budowy Hermiony. Dziewczyna przejrzała wszystkie sukienki jakie miała w szafie, aż ograniczyła się do trzech pomiędzy którymi się wahała. Jedna z nich przypominała jej nieco sukienkę Nelli, druga również była podobna, ale miała piękny biały kolor, natomiast trzecia miała niebieską spódnicę, biały gorset obszyty koronką i koronkowe rękawy trzy-czwarte. Hermiona miała dylemat.
- Nello a ty którą byś na moim miejscu wybrała?
Rudowłosa kobieta zawahała się chwilę.
- Na twoim miejscu zostawiłabym tą białą sukienkę na bal bożonarodzeniowy, a tą z koronkowymi rękawami na bal zimowy. Po za tym w tych rękawach będzie ci za gorąco! - kobieta roześmiała się cicho.
Zgodnie z sugestią Hermiona wybrała sukienkę w odcieniu łososiowym. Miała króciutkie rękawki, gorset obszyty kryształami, układające się we wzory. Natomiast spódnica była tylko w niektórych miejscach przetkana kryształami. Dziewczynka zdjęła kreację z wieszaka i położyła wraz z suknią Nelli. Potem obie kobiety ruszyły w kierunku butów. Tutaj Hermiona nie miała większego problemu. Jej wybór niemal natychmiast padł na brokatowe buty na niskim obcasie ze srebrnymi paskami i pozłacaną sprzączką. Idealnie pasowały do sukienki.
- Piękne - powiedziała zamyślonym głosem Nella.
Młoda czarownica nieświadomie ubrała je obie w podobny sposób. Nella miała wrażenie, że to nie był przypadek. Podświadomość dziewczyny dawała o sobie znać i ten sygnał był dość wyraźny. Pozostawało znaleźć tylko jego znaczenie. Obie przeszły do biżuterii. Dla siebie Hermiona wybrała niską, ale śliczną tiarę, długie srebrne kolczyki z diamentami oraz bransoletkę od kompletu. Dla matki wybrała okazały diadem oraz długie diamentowe kolczyki, które świetnie uzupełniały suknię. Potem obie podeszły do lustra. Nella usiadła, a Hermiona zabrała się za jej fryzurę. Zakręciła jej włosy, by potem zebrać je w swego rodzaju kok, który idealnie komponował się z diademem rudowłosej. Potem obie zamieniły się miejscami.
- Myślałam, żeby zostawić je rozpuszczone, ale je pofalować, tak by spływały mi falami na plecy. Jesteś w stanie je ujarzmić? - Nella pokiwała głową i zabrała się do roboty.
Hermiona zamknęła oczy i pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Uwielbiała gdy pani Granger czesała jej włosy, co robiła niezwykle rzadko. Nella rozczesywała palcami jej włosy wcierając w nie jakiś pięknie pachnący eliksir. Rudowłosa zaczęła nudzić pod nosem jakąś melodię, a Hermiona z przyjemnością wsłuchiwała się w jej czysty sopran. Miała naprawdę piękny głos.
- Skończyłam - Hermiona otworzyła oczy i oniemiała.
Jej nieposkromione do tej pory włosy były w tym momencie lśniące i gładkie. I spływały jej falami na plecy. Dopiero teraz mogła zobaczyć jakie są długie. Sięgały jej aż do pośladków. Dziewczynka zerwała się na równe nogi i uściskała Nellę uszczęśliwiona.
- Dziękuję! Wyszło przepięknie! Jeszcze nigdy nie miałam tak cudownie ułożonych włosów!
Nella roześmiała się upojona radością córki. Od lat nie śmiała się tyle co dzisiaj. Obie panie ubrały się w wybrane na ten wieczór stroje. Młoda czarownica nie mogła oderwać oczu od matki. .
- Jesteś piękna Nello - powiedziała zachwycona Hermiona. - Będziesz dzisiaj olśniewać wszystkich urodą.
- Nie jeśli będziesz ze mną w jednym pokoju skarbie - chwyciły się za ręce.
- Od teraz będziemy zawsze razem - powiedziały równocześnie.
- Cieszę się, że cię odnalazłam Nello - dodała Hermiona.
Obie panie, ramię w ramię, wyszły z pokoju i doszły do wejścia na salę balową. Było kilka minut po dwudziestej, w środku słychać było gwar rozmów. Do kobiet dołączył Tom, ubrany w odświętną czarną szatę.
- Pięknie wyglądasz najdroższa - powiedział do Nelli. - Ty również ślicznie się prezentujesz.
Ostatnie zdanie skierował do swojej córki.
- Poczekaj tu aż usłyszysz, że cię zapowiadam.
Lord wraz z żoną weszli do sali. Po chwili dziewczynka usłyszała chłodne słowa powitania skierowane przez Voldemorta do Śmierciożerców.
- A teraz pragnę wam przedstawić moją zaginioną cztery lata temu córkę, którą część z was może pamiętać. Oczekuję, że będziecie ją tak samo szanować jak mnie czy moją żonę. Przedstawiam wam Hermionę Nellę Riddle!
W tym momencie drzwi się otworzyły i Hermiona wśród oklasków weszła do sali balowej. To było to czego od zawsze dawna nieświadomie szukały. Zaczynało się dla niej nowe życie.
***
Jej suknia delikatnie szeleściła, a obcasy stukotały. Przez chwilę Hermiona była oślepiona światłem, ale jej wzrok momentalnie przyzwyczaił się do panującego oświetlenia. Usłyszała cichy szmer głosów, jaki wywołało jej wejście. Wielu ją rozpoznało z pierwszego dnia szkoły, a inni pamiętali ją z okresu, którego ona sama nie pamiętała. Diadem na jej głowie lśnił wszystkimi barwami tęczy, suknia idealnie pasowała do uroczystości, chociaż nikt nie miał takiej jak ona czy Nella. Wyróżniały się na tle innych niczym rodzina królewska. W pewnym sensie to dla nich znaczyły. Nella niczym królowa, miała w sobie dobro i łagodność razem z siłą charakteru, wyniosłością i pewnością siebie. Hermiona zrobiła jeszcze kilka kroków i stała po lewej stronie Lorda Voldemorta. Setki par oczu.... NIE! Tysiące par oczu wpatrywały się w nią z zaskoczeniem, chciwością i szacunkiem. Sala balowa została magicznie powiększona, by pomieścić wszystkich Śmierciożerców z najbliższą rodziną, bez żadnego wyjątku. Męska część wpatrywała się w nią z zaciekawieniem, natomiast żeńska z zazdrością. Na usta Hermiony wypłynął delikatny uśmiech.
- Bal czas rozpocząć! - donośny głos Lorda poniósł się po całej sali.
W tym momencie zaczęła grać muzyka, jedzenie pojawiło się na stole, a w sali pojawili się kelnerzy z alkoholem.
- Hermiono chodź wraz z nami do moich ludzi. Chcę cię przedstawić najważniejszym śmierciożercom.
Dziewczynka skinęła głową i ruszyła za Voldemortem. Ten kierował się w stronę Malfoy'ów.
- Witaj Lucjuszu, Narcyzo przepięknie wyglądasz. Draconie, Rosalie miło was znowu widzieć - ton ojca Hermiony był chłodny i zupełnie nie pasował do wypowiedzianych słów.
- Panie - wszyscy troje skłonili z szacunkiem głowy. - Pańska żona również wygląda kwitnąco.
- Dziękuję - uśmiechnęła się Nella.
- Oto moja zaginiona córka Hermiona Nella - wtrącił Tom.
- Miło mi panienko znowu cię poznać.
- Cała przyjemność z mojej strony - Hermiona była bardziej skupiona na jego dzieciach niż na wypowiadanych słowach.
Mężczyzna spojrzał zaskoczony na młodą Riddle. Ciężko przełknął ślinę i niepewnie spojrzał na swego pana. Ten również wydawał się być zaskoczony.
- No dobrze, nie będziemy dłużej przeszkadzać wam w zabawie - powiedział po chwili Lord, notując w pamięci, że musi spytać córkę o powód jej zachowania.
Ruszyli następnie w kierunku Zabinich, dalej Nott'ów, Lastrange'ów, Pucey'ów i kilkunastu innych wyższych rangom Śmierciożerców. Rozmowy z nimi przebiegały podobnie, chociaż w tych sytuacjach Hermiona była nieco bardziej skupiona na rozmówcach ojca. Po niecałej godzinie Hermiona była pozostawiona sama sobie. Tej chwili od dłuższego czasu wypatrywało z utęsknieniem kilkunastu młodszych gości. Dziewczynka właśnie zachwycała się specjalnym szampanem przeznaczonym dla wszystkich gości, którzy nie ukończyli jeszcze szesnastu lat, kiedy przy niej pojawili się Draco i Rosalie Malfoyowie.
- Cześć Hermiono.
- Och Draco.
- To moja siostra Rosalie - chłopak cicho syknął, bo łokieć blondynki wylądował na jego żebrach. - Ale mów na nią Rose bo oberwiesz jak ja - dodał z szelmowskim uśmiechem.
Blondynka wywróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko do Hermiony.
- Miło cię poznać Rose. Przepięknie wyglądasz.
Rosalie miała na sobie granatową sukienkę i pasujące do niej granatowe pantofelki. Pszeniczne włosy miała skręcone w loki. Jej oczy były intensywnie niebieskie.
- Ty również przepięknie wyglądasz Hermiono.
- Mów mi Miona.
- Cześć - w eleganckim garniturze podszedł do nich Teodor. - Wybaczcie, ale porywam wam Rose. Mogę prosić do tańca?
I podał jej szarmancko ramię, które ta przyjęła z wdzięcznym uśmiechem. Teodor uśmiechnął się szerzej i porwał ją na prarkiet. Dziewczyna wyglądała na niezwykle zadowoloną z możliwości wirowania po parkiecie w ramionach czarnowłosego chłopaka. Hermiona patrzyła z lekką zazdrością na szczęśliwą dziewczynkę. Ona sama chciałaby czuć się wśród tych ludzi tak swobodnie i po prostu zatańczyć z kimś kogo lubi. Ku jej niezmiernemu zdziwieniu usłyszała w koło siebie głos Dracona.
- Hermiono zatańczyłabyś ze mną? - Draco mówił cichym tonem, ale wiedział, że dziewczyna go słyszy.
Zaskoczenie odbiło się na jej twarzy. Nie spodziewała się tego, ale po chwili wahania ujęła jego dłoń. Draco poprowadził ją na sam środek sali. Drugą dłoń położył na jej tali. Hermiona musiała przyznać, że był świetnym tancerzem, miał poczucie rytmu i doskonale prowadził w tańcu. Dziewczyna uczęszczała na lekcje tańca w czasie pobytu u Grangerów. Ani obcasy, ani obszerna suknia nie przeszkadzały jej w tańcu. Chłopak z zachwytem wyczuwał pełne gracji ruchy i poddanie mu się w tańcu. Młodzi byli tak zaabsorbowani tańcem, że nawet nie zauważyli kiedy jedna piosenka przerodziła się w kolejną i następną, i tak przez ponad pół godziny. Nie zauważyli, że parkiet pustoszał, że prawie wszyscy przyglądali się im i jeszcze dwóm parom wirującym na parkiecie. Tymi parami byli Teodor i Rosalie oraz Tom i Nella. Po chwili również gospodarze zeszli z parkietu, zmęczeni nieustannym tańcem. Dość energiczna piosenka skończyła się i zastąpiły ją nuty walca.
- Chcesz dalej tańczyć Hermiono?
- Tak - oczy dziewczyny były podekscytowane.
Ona sama była rozluźniona, jak nigdy i szczęśliwa. Uwielbiała tańczyć, a z tak dobrym partnerem jak Malfoy była to czysta przyjemność. Zapomniała nawet, że powinna trzymać go na dystans, zapomniała o tym, że go nie zna, o nieznajomości tego świata, zapomniała o wszystkim. W szybkiej piosence odsunęli się od siebie, więc teraz chłopak przyciągnął ją do siebie i poprowadził w rytm kroków walca. Kawałek dalej to samo pytanie i ta sama odpowiedź padła pomiędzy Rose, a Teo. Niezależnie od siebie obie pary zsynchronizowały się i teraz pływały koło siebie niczym zespół. Cisza, która zapadła między gośćmi była niemal namacalna. Wszyscy z zachwytem wpatrywali się w tańczących. Po chwili na parkiecie pojawiło się kilka kolejnych par, chcących dołączyć do ogólnego wrażenia stworzonego przez dwie tańczące pary. Jednak dla tych, którzy dalej obserwowali taniec, widoczne były tylko dwie środkowe pary. Stworzyli wokół siebie magiczne wrażenie, któremu nikt postronny nie mógł się oprzeć. Walc się skończył, ale niemal natychmiast zastąpiła go inna melodia. Do Draco i Hermiony zbliżyła się inna para.
- Odbijany - powiedział Adrian Pucey i przejął ręce Hermiony, swoją partnerkę pozostawiając samą sobie.
Draco nie stracił rezonansu i szybko przejął byłą partnerkę Puceya. Kątem oka zerknął na Hermionę, która teraz wyglądała na spiętą. Tak było w rzeczywistości. Jej magiczna bańka spokoju prysła i zastąpiło ją poddenerwowanie. Nigdy nie rozmawiała z Adrianem i nie wiedziała co ma mówić, więc przezornie wybrała milczenie. Wzdrygnęła się nieco, gdy poczuła jego rękę na swojej tali, niżej niż miał ją przed chwilą Draco. ,,Bezczelny'' - pomyślała i podjęła decyzję o jak najszybszym wyswobodzeniu się z jego ramion. Ku jej zdziwieniu chłopak zbliżył swoją twarz do jej i szepnął jej do ucha.
- Czemu jesteś tak spięta moja droga? Rozluźnij się trochę.
- Nie jestem spięta, co najwyżej zmęczona, chciałabym odpocząć - wypowiedziała to zdanie z chłodną pogardą, tak podobną do tej, którą często miał w głosie Tom.
- Oj nie dramatyzuj Kicia. Tylko jedna piosenka
Ten taniec zaraz miał się skończyć. Hermiona chciała od niego uciec. Nie polubiła go. Ku jej rozpaczy Adrian zaczął się o nią ocierać. W sposób który doprowadził Hermionę do białej furii. Jej zdaniem chłopak zachowywał się co najmniej nieprzyzwoicie. W tym momencie jej opanowanie szlag jasny trafił. Odsunęła się od niego gwałtownie i wymierzyła mu policzek, używając do tego całej siły swojej drobnej dłoni.
- TY BEZCZELNY CHAMIE... - zaczęła krzyczeć, nie zważając na to, że cała sala się na nich patrzy.
Darła się na niego przez prawie całą minutę. Jej rodzice wcześniej opuścili na chwilę salę, ale wrócili zwabieni hałasem. Trafili pod sam koniec jej popisu.
- .....I NIE WAŻ SIĘ MNIE WIĘCEJ DOTKNĄĆ, BO OBIECUJĘ ŻE SKOŃCZYSZ JAKO KARMA DLA HIPOGRYFÓW, CHOCIAŻ WĄTPIĘ, ŻEBY NAWET ONE TKNĘŁY COŚ TAKIEGO JAK TY!!! - po tych słowach odwróciła się i opuściła salę, zostawiając wszystkich w stanie totalnego osłupienia.
Voldemort w pierwszym odruchu chciał ruszyć za córką, ale powstrzymała go żona. Wskazała na wzburzonego Draco, który zmierzał w kierunku ogrodów, Rose, Teo i Blaisa, którzy podążyli w tym samym kierunku i ciemną sylwetkę osobistej ochroniarki ich dziecka, o której Hermiona jeszcze nie wiedziała.
- Najpierw dowiedz się co wprawiło naszą córkę w taki stan - szepnęła cicho.
Wszyscy się na nich patrzyli czekając na jakąkolwiek reakcję, na takie zachowanie Hermiony. Lord zmarszczył czoło, wiedząc, że jego żona ma rację. Objął wzrokiem salę, na której zamarli wszyscy goście. Mit o grzecznej córce upadł wcześniej niż powstał.
- Bawcie się dalej - powiedział spokojnie, a jego ludzie wrócili do 'swobodnej' zabawy, między sobą cicho komentując zaistniałą sytuację.
Lord przywołał gestem ręki Severusa, którzy niemal natychmiast pojawił się przy nich.
- Zaopiekuj się moją żoną. Muszę zająć się tą sprawą - powiedział niebezpiecznie cichym głosem.
Snape bez sprzeciwu zaproponował ramię Nelli, która przyjęła je z niepokojem patrząc za oddalającą się sylwetką męża. Kierował się w stronę ogrodów. Po chwili jednak taniec pochłonął jej myśli i ze śmiechem zaczęła wirować w ramionach Severusa. Severusa, który był sługusem Voldemorta. Severusa, który był Generałem jej męża. Severusa, który był podwójnym agentem. Severusa, który był jej najlepszym przyjacielem.
***
Hermiona usiadła na jednej z ławek w głębi ogrodu. Była wytrącona z równowagi, była wściekła, była zaskoczona swoją gwałtowną reakcją, była... przeraźliwe smutna. Ten wieczór zapowiadał się całkiem dobrze. Bawiła się tak dobrze... dopóki był przy niej Malfoy. Potem pojawił się ten cholerny Pucey i musiał zepsuć jej cały wieczór. Nawet złudzenie, że znalazła się w swoim świecie. Po jej twarzy popłynęły gorące łzy, a z piersi wyrwał się cichy szloch... Nagle usłyszała kroki. Próbowała się uspokoić, próbowała opanować płacz, ale nie mogła. Modliła się tylko by ten ktoś nie znalazł jej. Jednak miarowy krok kierował się w jej stronę. Były to męskie kroki, a po ich dudnieniu, dziewczyna zorientowała się że ta osoba jest wściekła. Teraz błagała jeszcze, by to nie był Pucey. Jej pierwsza modlitwa nie została wysłuchana, ale druga prośba się spełniła. Przed nią stanął Draco Malfoy we własnej osobie. W chłopaku wrzał gniew. Nie był zły na Hermionę, ale na Adriana i, o dziwo, na siebie. Był zły na siebie, że nie pozwolił by ten kretyn zepsuł jego najlepszej przyjaciółce z dzieciństwa bal i pozorną stabilizację jej pokręconego świata, bo wiedział, że to było powodem zachowania dziewczyny. Nic innego nie wyprowadziłoby jej aż tak z równowagi, a po za tym zbyt dobrze znał kolegę.
- Nie płacz mała. On nie jest tego wart - jego głos był kojący.
Usiadł koło niej na ławce i niepewnie objął ją ramieniem, by przytulić ją do siebie jak jeszcze robił cztery lata temu. Dziewczyna drgnęła zaskoczona, ale potem ku zdziwieniu swojemu i Malfoya, wtuliła się w niego.
- Już dobrze mała. Już wszystko dobrze - szeptał cicho, na co dziewczyna wybuchnęła większym płaczem.
Tą sytuację obserwowali z ukrycia Rose, Teo i Blaise, Tom oraz ochroniarka Hermiony, która była tak ustawiona, by w razie czego zainterweniować. Młodzi byli zaszokowani, ale Tom skupiał się jedynie na tym by dowiedzieć się więcej o sytuacji, jednak nie mógł teraz nic zdziałać. Nagłe odezwanie się Dracona wyrwało go z zamyślenia.
- Może jeśli opowiesz o tym co się stało to będzie ci łatwiej się uspokoić? - zasugerował łagodnie.
- Ja.... nie wiem... to znaczy... - westchnęła nie mogąc sklecić jednego zdania. Spróbowała zebrać myśli i ponownie się odezwała, dużo pewniejszym tonem. - Gdy Pucey zaczął ze mną tańczyć, położył rękę znacznie niżej niż ty. Nie zareagowałam, bo chciałam po tym jednym tańcu się od niego uwolnić. Miałam też nadzieję, że jestem po prostu przewrażliwiona. Potem jednak powiedział, że, uwaga cytuję 'Czemu jesteś tak spięta moja droga? Rozluźnij się trochę.' Ja mu na to, że nie jestem spięta, tylko zmęczona i chcę odpocząć. A on do mnie że mam nie dramatyzować. Kiedy ja nie chciałam z nim tańczyć! On zachowywał się dziwnie... Trochę jakby wydawało mu się że ma więcej lat niż w rzeczywistości. Po za tym mówił do mnie KICIA. Jakbyśmy byli przyjaciółmi czy coś w tym stylu, a ja go nawet nie znam. Piosenka miała zaraz się kończyć, więc postanowiłam tyle wytrwać, ale on zaczął się o mnie niestosownie ocierać, jakby był jakimś napalonym szczeniakiem... Nie wiem czy próbował mi zaimponować czy co, ale wykazał się wybitną głupotą, bo suknia, obecność moich rodziców i fakt, że będzie to widać powinno go przed tym powstrzymać, ale tańczyliśmy w tłumie, nikt nie zwracał uwagi na ręce, tylko raczej na twarze. Na Merlina przecież my mamy po jedenaście lat! Takie sytuacje nie powinny się w ogóle zdarzać! Czemu ja nie mogę mieć trochę harmonii w życiu? Jak wydaje mi się że coś się ustabilizowało to zawsze szlag to trafia.... No i w tamtej chwili trzasnęłam go w twarz i zaczęłam się drzeć. Żałuję tylko, że nie zrobiłam tego wcześniej - dodała po chwili i uśmiechnęła się wrednie przez łzy.
- Nie ma co, ognista jesteś - roześmiał się Draco. - Już jako pięciolatka byłaś taka. Kiedyś zaczęłaś mnie bić bo zabrałem ci ulubione siodło sprzed nosa.
Wzdrygnął się na to wspomnienie i dotknął ramienia, w które okładała wtedy drobnymi piąstkami. Jednak ta wypowiedź Dracona, przypomniała dziewczynie o całej pokręconej sytuacji w jej życiu. Gwałtownie wstała.
- Dziękuję za pomoc Malfoy - rzuciła tylko i szybko ruszyła w kierunku sali.
Młody arystokrata wpatrywał się ze smutkiem w sylwetkę oddalającej się dziewczyny. Po chwili dołączyli do niego Blaise z Rose i Teo. Brunet przyjrzał się przyjacielowi.
- Przykro mi stary, ale ona nie przyzwyczai się tak szybko do tej sytuacji. I trochę jej się nie dziwię. Sam pewnie bym się tak zachowywał gdybym bez żadnych wspomnień został wepchnięty w świat arystokracji, pośród ludzi, którzy wiedzą więcej o moim życiu niż ja sam. Wiem, że chcesz odzyskać przyjaciółkę, ale trochę czasu minie zanim ona się do tego przyzwyczai - po tych słowach ruszyli do sali balowej zostawiając Draco z niewesołymi myślami.
- O ile kiedykolwiek to zrobi - szepnął do siebie młody Malfoy.
***
Lord klął w myślach na Puceya. Bezczelny gówniarz śmiał tknąć jego córkę. Nagle przed nim zmaterializowała się postać ochroniarki jego biologicznego dziecka. Zmaterializowała się, bo inaczej nie można było nazwać jej nagłego pojawienia się.
- Znajdziesz Adriana Puceya i wtrącisz go do lochów. Dasz tam jakiegoś ochroniarza, żeby smarkacz nie zwiał.
- Dobrze panie.
- Możesz go przy okazji trochę postraszyć swoimi sztuczkami.
- Panie, wiesz, że nie powstrzymam się jeśli zacznę działać swoimi umiejętnościami. Zabiję go wtedy.
- To uważaj. Ma się znaleźć przede mną żywy.
- Dobrze panie.
- Idź już Catherino. Idź i dobrze wypełniaj moje rozkazy.
Dziewczyna ukłoniła się, a jej sylwetka rozpłynęła się w mroku. Była ochroniarzem doskonałym. Szybka, silna, z dodatkowymi umiejętnościami, podzielnością uwagi, niepokonana. Była trudna do współpracy, ale została zesłana by chronić niezwykłe dziecko jakim była Hermiona. Catherina miała wady jak każdy, ale nie była człowiekiem. Na pierwszy rzut oka można by rzec, że nie miała żadnych wad. A to dlatego, że była aniołem.
***
Hermiona miała mętlik w głowie. Cholerny Malfoy, cholerny Pucey, cholerni śmierciożecy, cholerny świat arystokracji, cholerny Riddle... chwila co do tego miał jej ojciec? Dziewczyna sama nie wiedziała, ale była zła jak osa, więc oskarżała cały świat. O co była zła? O to, że pokazała swoją słabość przed nikim innym niż Draco Malfoy'em. Podszedł do niej Blaise. Chłopak uśmiechał się czarująco do niej, a w jego oczach dostrzegała coś na kształt rozbawienia.
- Witaj Hermiono. Urządziłaś piękną scenę nie ma co - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Witaj Blaise. Lepiej mi nie przypominaj. Jakbym go dostała teraz w swoje ręce, to...
- Spokojnie, bo jeszcze zawału dostaniesz. Tak przy okazji możesz do mnie mówić Diabeł - roześmiał się cicho.
- Diabeł - powtórzyła. - Podoba mi się. Zupełnie jakbyśmy byli przyjaciółmi.
- Dlaczego nie możemy zostać?
Dziewczyna zastanowiła się. Nie widziała przeciwwskazań. Był uroczy i miał coś w sobie, co sprawiało, że mu ufała. Miał w sobie takie naturalne ciepło.
- Możemy spróbować - uśmiechnęła się szeroko.
Wreszcie ktoś normalny, ktoś, kto może być jej ostoją w jej pokręconym świecie. Chłopak zaproponował jej ramię, a ta przyjęła je z wdzięcznością. Po chwili poprowadził ją na parkiet. Był nieco gorszym tancerzem niż Draco, ale i tak klasą bił wszystkich dotychczasowych partnerów Hermiony na głowę. Dziewczyna dała się ponieść chwili. Jej łososiowa suknia zajmowała dużą część parkietu, ale chłopak zręcznie ją prowadził, tak że wirowali pomiędzy innymi tańczącymi. Po kilku piosenkach zeszli z parkietu i skierowali się do stołu. Usiedli z kieliszkami szampana w ręce i coś przekąsili. Hermiona była trochę zmęczona, więc stwierdzili, że jeszcze trochę odpoczną.
- W wieku dziewięciu lat majstrowałem z różdżką mamy i przypadkowo przefarbowałem swoje włosy na zielono. Przez tydzień nie mogli znaleźć przeciwzaklęcia, więc chodziłem w tych okropnych włosach, a chociaż próbowałem je ściąć to one odrastały - roześmiał się na to wspomnienie.
Hermiona również zachichotała. Wyobraziła sobie Zabiniego z zielonymi włosami i po chwili śmiała się razem z nim. Tak mijał im czas, na rozmowach o wszystkim i o niczym, na tańcu. Hermiona rozluźniła się i znowu dobrze się bawiła. Nawet się nie spostrzegła kiedy zegar wybił drugą godzinę. Większości śmierciożerców już nie było, zostali tylko najwyżsi rangą. Dziewczyna była zmęczona, ale tego nie zauważała. W tym momencie znowu tańczyła z Blaisem, tym razem do wolnego kawałka. Przytuliła się do niego i oparła głowę o jego ramię. Nigdy nie przypuszczała, że może się dobrze bawić w takim towarzystwie, ale jak nie ma rzeczy niemożliwych.
- Hermiono powinnaś iść spać. Ledwo stoisz na nogach. Odprowadzić cię?
Dziewczyna już zamierzała protestować, ale uzmysłowiła sobie, że chłopak ma rację. Była wykończona. Delikatnie kiwnęła głową.
- Była bym ci bardzo wdzięczna. I nie mów do mnie pełnym imieniem, jest takie oficjalne. Herm, Herma, Miona dla przyjaciół - posłała mu uroczy uśmiech.
- Ależ oczywiście Miona - odpowiedział szeroko uśmiechnięty, po czym oboje opuścili salę.
Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że śledzi ich para stalowoszarych oczu, w których można było dopatrzyć się tęsknoty.
***
- Dziękuję za bardzo miły wieczór Blaise.
- Ja również dziękuję Herm. I cieszę się, że przełamaliśmy pierwsze lody. Czas spędzony z tobą był naprawdę wyjątkowy.
Dziewczyna poczuła ciepło rozlewające się wokół serca. Delikatnie się zarumieniła i spojrzała na chłopaka spod zasłony długich rzęs.
- Dziękuję za miłe słowa. Naprawdę wiele dla mnie znaczą - powiedziała.
Stali przed drzwiami do jej pokoju. Dziewczyna położyła już rękę na klamce, ale kierowana jakimś dziwnym impulsem odwróciła się i pocałowała go w policzek.
- Dobranoc Diabeł - szepnęła, po czym szybko zniknęła za drzwiami.
Chłopak przez chwilę stał oniemiały, ale po kilku sekundach przyłożył rękę do palącego miejsca na policzku. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Ta dziewczyna była naprawdę niesamowita. Może będzie mógł pozwolić sobie na zbliżenie się do niej, zaprzyjaźnienie się z nią, a może nawet coś więcej? Odgonił od siebie natrętne myśli. Dopiero ją poznał, a po za tym widział jej reakcję na Puceya. Musiałby czekać na nią kilka lat, a tego Blaise zdecydowanie nie planował. Po za tym obiecał Draco przed rozpoczęciem balu, że pomoże mu odzyskać przyjaciółkę.
- Dobranoc Hermiono - szepnął, po czym skierował kroki do swojej sypialni.
Nie minęło trzydzieści minut, a on spał mocnym snem.
***
Dziewczyna w przeciwieństwie do Blaise'a nie potrafiła się wyciszyć. Jej myśli krążyły wokół wieczoru Rose, Diabła, Adriana, Draco.... O tych dwóch ostatnich nie chciała myśleć, ale nie sposób było uporządkować mętlik kłębiący się w jej głowie. Z ulgą rozpuściła włosy, odłożyła diadem do szuflady, zdjęła ciężką suknię i powiesiła na wieszaku oraz pozbyła się butów. Ubrała się w cieniutką koszulkę nocną, odświeżyła się i położyła do łóżka. Jednak mimo swojego ogólnego zmęczenia, nie potrafiła zasnąć. Chcąc nie chcąc wróciła myślami do sytuacji w ogrodzie. Draco naprawdę chciał jej pomóc. Po sytuacji z Adrianem w jego szarych tęczówkach wyraźnie widziała gniew. On o nią zadbał, a ona go tak źle potraktowała. Hermiona cicho westchnęła, po czym przewróciła się na drugi bok. Życie było tak niesprawiedliwe. Zamknęła oczy, ale to był błąd. Jej wyobraźnia podsunęła jej widok przeraźliwie smutnych szarych oczu Draco. Wyrzuty sumienia brały górę nad zdrowym rozsądkiem. Musiała coś z tym zrobić. Wiedziała, ze kiedyś się ugnie, ale dopiero teraz do niej dotarło, że powinna dać mu szansę. Właściwie to nie mu, a sobie. Dać sobie szansę, wiedząc że on zna ją z czasów z których ona sama siebie nie pamięta. Dziewczyna westchnęła głęboko. Jutro porozmawia z Draco i powie mu o swojej decyzji. Musiała to zrobić, nie mogła go dalej krzywdzić, nawet jeśli to miałoby być bolesne dla niej. To postanowienie dało jej pewien spokój ducha. Już chwilę później dziewczyna smacznie spała.
***
Jej oczy ciskały błyskawice, długie włosy falowały. Wyglądała przerażająco. Niczym Demon Śmierci. Alabastrowa skóra, twarda niczym skała, idealnie wyrzeźbione ciało, piękne oczy, białe równe zęby. Kobieta idealna. Nie o tym jednak myślał Adrian Pucey. Z przerażeniem szukał drogi ucieczki. Złapał za klamkę i szarpnął, ale drzwi ani drgnęły. Z gardła dziewczyny wydobył się cichy, dziki warkot. Chłopak upadł na ziemię, krzycząc z bólu. Jej dar był naprawdę przerażający i niezwykle silny, a jego umysł słaby. Po chwili na korytarzu zapadła idealna cisza. Ciało chłopaka drżało pod wpływem niedawnej tortury. Dziewczyna chwyciła go za kark i przerzuciła sobie przez ramię. Kilka sekund później wrzucała go do lochu. Chłopak brutalnie uderzył o podłogę i wydał z siebie cichy jęk bólu.
- Masz szczęście, że Czarny Pan nie pozwolił cię zabić smarkaczu - jej anielski sopran mógł rozkochać każdego faceta, ale w tym momencie od zabarwienia jej głosu przechodziły ciarki. - Ciesz się, że żyjesz, bo gdybym mogła cię zabić, cierpiałbyś dużo bardziej.
Chłopak znowu zaczął krzyczeć i wić się z bólu.
- Zapamiętaj: nie dotyka się Hermiony Riddle bez jej zgody na mojej warcie. Następnej takiej sytuacji nie przeżyjesz i wtedy nawet Czarny Pan cię nie uratuje. A teraz czekaj sobie na niego.
To powiedziawszy Caterina trzasnęła drzwiami od celi i wzbiła się w powietrze. Lot zawsze pomagał jej się wyciszyć. Jej piękne skrzydła w kolorze metalicznego błękitu uderzały z siłą o powietrze. Po chwili wróciła do przybranej postaci jedenastoletniej dziewczynki. Tymczasem Adrian Pucey obiecywał sobie, że Hermiona Riddle gorzko zapłaci za wszystko, choćby miał przez to zginąć.


Hej, hej :),
rozdział jaki jest taki jest i muszę przyznać, że jestem z niego względnie zadowolona. W końcu usiadłam i go napisałam. Przyszła na mnie wena i pomysły, więc kolejny rozdział pojawi się jeszcze w styczniu. A co Wy sądzicie o tym rozdziale? Zadając pytania z innej beczki: jak Wam minęły święta i sylwester? U mnie nastroje były szampańskie :). Korzystając z tego że wciąż mamy początek stycznia chciałabym Wam wszystkim życzyć udanego i szczęśliwego Nowego Roku. Oby był jeszcze lepszy niż poprzedni.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie,
Zuza :).
P.S.
Oto kreacje Nelli i Hermiony na ten bal (kreacja Rose w linkach):
Hermiona: sukienka , uczesanie i biżuteria na zdjęciu, a buty wybrałam takie:
Podobny obraz
Nella:
    Podobny obraz

wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 2

Jego oddech był równy i spokojny, chociaż on sam spokojny nie był. Od tylu lat siedział w tym lochu, że nawet nie wiedział, który teraz jest rok. Nie wiedział co się dzieje na świecie. Nie wiedział co dzieje się z jego żoną, nie wiedział co dzieje się z jego bratem, chrześniakiem, przyjaciółmi. Nie wiedział czy w ogóle żyją. Czy nie zabił ich ten, któremu tak bardzo zaufali. Kolejny dzień mijał mu na gorzkich rozmyślaniach. Chciałby zmienić to co się stało. Nigdy w życiu by do Niego nie przystąpił. Chciał móc cofnąć czas. Jego uszy były wrażliwe na wszelkie dźwięki, więc od razu usłyszał odległe kroki i szczęk otwieranych drzwi od lochów. Czego On znowu ode niego chciał?! Często tu przychodził i zadawał mu cios za ciosem. Oczywiście psychiczny. Nigdy nie stosował przemocy. Było to dla Niego zbyt prymitywne, a dla więźnia byłoby to zbyt proste do zniesienia. Ból fizyczny zawsze znosił bez mrugnięcia okiem. Ten psychiczny był dużo gorszy, a rany zadawane mu przez Niego były nie do zniesienia. Kroki zbliżały się a on pragnął tylko, żeby poszedł do kogoś innego... Bo przecież byli tu inni ludzie prawda? Nie mógł tu siedzieć sam.... Nie mógł.... Ktoś jeszcze musiał Go przejrzeć. Musiał. Mężczyzna naprawdę usilnie przekonywał sam siebie. Jednak jego błagania nie zostały wysłuchane. Drzwi od jego celi otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie postawny mężczyzna w sile wieku. Jego długie włosy lśniły miedzianą rudością, a broda spływała aż do ziemi. Taaaak, to też Mu się udało. Kamień Filozoficzny czy inna sztuczka. Więzień spojrzał Mu w twarz. Jego serce przeszyła iskierka bólu. Przecież Mu ufał. Ufał Mu tak bardzo. A On go oszukał. Okłamał. Zdradził. Skazał na wieczne cierpienia. I zrobił to wszystko z uśmiechem na twarzy. Tym razem Jego oczy błyszczały niepohamowaną wściekłością. Skierował różdżkę na więźnia i mężczyzna poczuł przeraźliwy ból. Crucio. Musiał być naprawdę wściekły skoro uciekał się do zaklęć torturujących. Więzień zagryzł wargi, by nie wydać z siebie nawet najlżejszego dźwięku. Nie chciał dać Mu tej satysfakcji. Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością, On opuścił różdżkę ciężko dysząc. Torturowany wydał z siebie ciche westchnienie. Jego ciało poczuło niewysłowioną ulgę. Jego Oprawca wydawał się być spokojniejszy, chociaż Jego oczy dalej błyszczały gniewem.
- Nie wiem jak udało ci się to przede mną ukryć smarkaczu, ale wiedz że niedługo naprawię ten błąd. Miałeś go zabić! - słowa w Jego ustach brzmiały niczym wściekły syk. - Nie rozumiem jak to się stało, że zarówno Hermiona Riddle jak i jej podobno nie żyjący od jedenastu lat brat dzisiaj pojawili się w Hogwarcie w nowiuśkiej szacie, pod przybranymi nazwiskami. Nie rozumiem jak mi to mogło umknąć. Ale wiedz, że to jedyny błąd jaki popełniłem. Twój wybieg na nic się nie zdał. Dziś oboje trafili do Slytherinu.
W głowie więźnia nastał mętlik. Przecież nie on odpowiadał wtedy za porwanie Hermiony Riddle. Widać ktoś ją porwał później.
- Tak, tak. Kto inny porwał Hermionę Riddle. Po śmierci swojej żony i zdradzie najlepszego przyjaciela James stał się moim najwierniejszym sługą. Jak mógł nie uwierzyć, że morderca jego ukochanej tworzy kolejny piekielny podmiot? Zawiódł mnie, a za to spotka go kara. Będzie go to drogo kosztować.
Po twarzy więźnia niczym błyskawica przebiegł cień przerażenia, bólu, wściekłości. ,,Coś tu najlepszego zrobił Rogaczu?" pomyślał więzień. Kat obrócił się by wyjść, ale nagle rzucił więźniowi spojrzenie przez ramię. Przez Jego twarz przemknął mściwy uśmieszek. Więzień już wiedziałem, że zaraz zada mu kolejny cios. I będzie on o wiele trudniejszy do przeżycia niż to Crucio, którym oberwał. I jeszcze bardziej pogłębi jego ból, po wieściach o Jamsie.
- Może cię to zainteresuje, ale do Hogwartu przyjechał również inny uczeń. Harry Potter trafił dzisiaj do Slytherinu.
Po tych słowach opuścił celę. Dopiero po chwili do więźnia dotarły Jego słowa. Jego serce przeszył ostry ból. Wiedział, że Harry Potter jest ostatnią osobą, która może czuć się bezpiecznie w Hogwarcie. Zaraz po Hermionie Riddle i jej bracie. To była jego ostatnia świadoma myśl. Jego ciało wyczerpane torturą i długim uwięzieniem odpłynęło w niebyt.
***
Promienie słoneczne padały jej na twarz, skutecznie pozbywając resztek snu, który był już zagrzebany na dnie jej umysłu. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Urządzony był w srebrno-zielonych kolorach, miał czarne meble ze srebrnymi klamkami. Wielkie okna pokazywały życie w jeziorze. Spojrzała na łóżko obok i zauważyła czarne włosy jej współlokatorki. Westchnęła cichutko i przeciągnęła się niczym kotka. Jak dobrze, że pierwszy września w tym roku był piątkiem. Przed rozpoczęciem lekcji czekały ją jeszcze dwa dni lenistwa. Uśmiechnęła się. Kątem oka zauważyła ruch na łóżku współlokatorki, której imienia nie mogła sobie przypomnieć. Wstała i chwyciła mundurek. Zamknęła się w łazience i pozwoliła ciepłej wodzie spływać po jej ramionach. Był to doprawdy odprężający prysznic. Po kąpieli wyszorowała zęby i wróciła do pokoju, gdzie zastała zaspaną czarnowłosą dziewczynę pochyloną nad szafą. Zadrżała. Było tu dużo zimniej niż w łazience, więc zarzuciła na ramiona zielony sweterek. Przyjemne ciepło od razu rozeszło się po jej kościach. Dziewczyna zniknęła w łazience, a szatynka rozpakowałam wszystkie swoje rzeczy do szafy stojącej koło mojego łóżka. Pościeliła łóżko i usiadła na nim z mugolską książką w ręku. Po kilkunastu minutach usłyszała szczęk zamka i jej współlokatorka opuściła łazienkę. Uśmiechnęły się ciepło do siebie nawzajem.
- Idziemy na śniadanie? Zaczyna się za piętnaście minut - rzuciła Hermiona.
- Jasne.
Opuściły pokój w dobrych nastrojach. Na korytarzu natknęły się na grupę dziewcząt, które kojarzyły z wczorajszej ceremonii. Śliczna blondynka o niebieskich oczach przedstawiła się jako Dafne Greengrass, po czym przedstawiła resztę dziewcząt. Brunetka o ciemnych oczach to Tracey Davis. Wyższa od nich wszystkich dziewczyna to Milcenta Bulstrode.
- Jestem Hermiona Granger - powiedziała spokojnym tonem szatynka. - A to Pansy Parkinson.
Dzięki Salazarowi, że Hermiona przypomniała sobie w ostatnim momencie imię jej współlokatorki. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
- Zdaje się że my się poznałyśmy na jednym z bali? - zagadnęła Dafne Pansy.
- Tak, na tym u...
Hermiona wyłączyła się. Nie chciało jej się ich słuchać. Jej oczy wyłowiły w tłumie blond czuprynę. Sama nie wiedziała dlaczego go szukała. Nagle on spojrzał w jej kierunku. Ich spojrzenia spotkały się, ale Hermiona uciekła prawie natychmiast spojrzeniem w bok. Cholera. Nie podniosła już na niego wzroku, bo w coś, a raczej w kogoś, uderzyła.
- Przepraszam, nie chc... - podniosła głowę i urwała zaskoczona.
Przed nią stał Draco Malfoy we własnej osobie. Za nim stali jego dwaj goryle oraz czarnoskóry chłopak, chłopak o włosach w rudym odcieniu brązu, chłopak o czarnych włosach i takich samych oczach oraz Harry Potter. Harry wydawał się być trochę nieszczęśliwy. Szatynka zanotowała w pamięci, że ma zapytać go o powód jego zachowania. Dziewczyny idące za nią również się zatrzymały. Patrzyły lekko zdziwione na chłopaków.
- Witaj Hermiono - aksamitny baryton wyrwał ją z zamyślenia.
- Cześć Draco - powiedziała.
- Cześć dziewczyny - rzucił. - Jestem Draco Malfoy. A to są Blaise Zabbini, Teodor Nott, Anguis Morcar, Vincent Crabbe i Gregory Goyle i Harry Potter.
Blondyn kolejno wskazywał odpowiednie osoby. Dziewczyny popatrzyły zdumione po sobie na dźwięk nazwiska Harry'ego. On sam skrzywił się lekko. Hermiona domyślała się jednak, że nie chodzi tylko i wyłącznie o reakcję innych uczniów na jego osobę. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko do niego, na co odpowiedział jej nieśmiałym uśmiechem. Poczuła lekkie szturchnięcie i zorientowała się, że reszta dziewczyn czeka aż je przedstawi. W końcu to ona znała Dracona.
- Cześć chłopaki, jestem Hermiona Granger. To jest Pansy Parkinson, Dafne Greengrass i Tracey Davis oraz Milicenta Bulstrode - uśmiechnęła się, kolejno ukazując odpowiednie dziewczyny.
Całą grupą ruszyli w kierunku Wielkiej Sali. Hermiona przekomarzała się z Herry'm, a Dafne, Pansy i Tracey toczyły dyskusję między sobą. Draco rozmawiał o czymś cicho z Blaisem i Anguisem, a Milicenta, Vincent i Gregory szli dwa kroki za nimi, nie odzywając się wcale. Idący obok Hermiony czarnowłosy chłopak był trochę markotny. Dziewczyna starała się go rozbawić, jednak jej starania miały marny skutek. W Wielkiej Sali zgromadziła się już cała szkoła. Dyrektor znowu wystąpił na środek.
- Moi drodzy! Ze względu na pewne wydarzenia, jedna z uczennic nie mogła wczoraj dotrzeć na ceremonię wyboru, wobec tego dzisiaj zostanie przydzielona do nowego domu.
Do Wielkiej Sali weszła drobna dziewczynka o brązowych włosach i ciemnych brązowych oczach. Miała bladą cerę bez żadnej skazy. Była śliczna, a jedynym co szpeciło jej urodę były ciemne worki pod oczami. Dziewczyna miała w sobie coś dziwnego, ale Hermiona nie potrafiła oderwać od niej oczu. Szła pewnym, tanecznym krokiem. Zatrzymała się przed McGonagall uśmiechnięta i wesoła. Profesorka założyła jej na głowę tiarę. Parę sekund panowała cisza.
- SLYTHERIN!!!! - ryknęła tiara.
Przy stole wybuchły oklaski i wiwaty. Dziewczynka podbiegła do ślizgońskiego stołu i usiadła koło Hermiony.
- Cześć, jestem Caterina, miło mi cię poznać - zaszczebiotała nowa uroczym sopranem.
- Hej, jestem Hermiona, mi również bardzo miło.
Caterina uśmiechnęła się szeroko, chociaż w jej oczach dostrzec można było smutek i niepewność. Ta dziewczyna coś skrywała... Szatynka doskonale to czuła. Zawsze dobrze wyczuwała nastroje, prawdziwe intencje, a także doskonale wnikała w psychikę danej osoby. Czytała z twarzy i z oczu jak z otwartej księgi. Teraz szybko porzuciła rozmyślania na ten temat i zajęła się jedzeniem. Caterina nałożyła sobie na talerz odrobinę jajecznicy. Kiedy już skończyli śniadanie, wstali i udali się do pokoju wspólnego. W połowie drogi Malfoy walnął się w głowę i powiedział, że o czymś zapomniał i dołączy do nich później. Po czym szybkim krokiem ruszył w przeciwnym kierunku. Reszta grupy szybko dotarła do przejścia. Pansy podała portretowi Salazara hasło i wprowadziła nowa koleżankę do pokoju wspólnego.
- Wydaje mi się, że masz ze mną i z Pansy dormitorium. Mamy dwa wolne miejsca. Chodź pokażę ci gdzie to jest - odezwała się Hermiona.
Dziewczynka pokiwała entuzjastycznie głową. Szatynka ruszyła przodem. Tak jak myślała Caterina miała pokój z nimi. Zachwycona dziewczyna padła na łóżko. Hermiona spojrzała na nią, a potem na Pansy. Kto wie może to one będą jej przyjaciółkami? Nigdy wcześniej nie miała prawdziwej przyjaciółki. Każda z dziewczynek pogrążyła się w rozmyślaniach nie zauważając upływającego czasu.
***
Kiedy cała grupa zniknęła mu z oczu, puścił się biegiem. Wiedział gdzie Snape miał swoje komnaty, więc pobiegł inną drogą, żeby uniknąć niewygodnych pytań Crabba i Goyla, a przede wszystkim Pottera, Zabbiniego i Morcara. Po kilku minutach dotarł na miejsce. Załomotał do drzwi i usłyszał chłodne ,,Wejść''. Wpadł do komnaty, zupełnie jakby nie był arystokratą. W tym momencie miał to w dupie. Musiał się upewnić. Severus podniósł na niego wzrok i uniósł zdziwiony brew. No tak. Draco zwykle zachowywał się nienagannie, jak prawdziwy arystokrata.
- Wuju muszę natychmiast zobaczyć się z Lily - wyrzucił z siebie na jednym wdechu, pomijając całkowicie wstęp i jakiekolwiek grzeczności.
No tak, zapomniałam wcześniej wspomnieć, że Severus Snape jest ojcem chrzestnym Draco. Ojcem chrzestnym, który rozdziawił usta i patrzył na niego w niemym szoku. Po kilku chwilach Draco chrząknął, a Severus przywołał samego siebie do porządku.
- Cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki? - zapytał kpiącym tonem, mimo wszystko podnosząc się z krzesła i odkrywając kociołek z proszkiem Fiuu.
- Ja.... później ci wytłumaczę. Jeśli mam rację dowiesz się całkiem niedługo.
Malfoy zdążył opanować już emocje nim targające i przyjąć właściwą dla niego maskę opanowania i cynizmu. Severus rzucił mu zdziwione spojrzenie, na które blondyn nie zareagował. Wziął garść proszku i rzucił go w płomienie. Zrobiły się szmaragdowe. Skoczył w nie krzycząc ..Riddle Manor''. Po chwili był w zupełnie innym miejscu. Stał na szmaragdowym dywanie w eleganckim salonie. Na jednym z foteli siedziała rudowłosa kobieta. Poznał w niej Nellę Riddle, chociaż widział ją zaledwie parę razy. Skłonił się. Czarny Pan nie tolerował braku szacunku dla siebie czy swojej rodziny.
- Witaj Draconie. Co cię tutaj sprowadza? - kobieta miała przyjemny ton głosu.
Zawsze dziwił się jak ktoś taki mógł zakochać się w Voldemorcie, ale mówią że miłość nie wybiera. Miał ściśnięte gardło, ale zmusił się do odpowiedzi.
- Muszę zobaczyć się z Lilyane Potter, pani. To niezwykle ważne.
Przez twarz kobiety przebiegł cień zaskoczenia, ale nijak nie skomentowała tego co powiedział młody arystokrata.
- Lily! - zawołała.
Po kilkunastu sekundach drzwi się otworzyły i weszła przez nie piękna rudowłosa kobieta o zielonych przeszywających oczach. Zrobiła parę kroków i zatrzymała się zaskoczona widokiem Dracona.
- Wzywałaś mnie Nello? - zapytała, zręcznie maskując własne zdziwienie.
- Tak. Młody Malfoy ma do ciebie sprawę.
Lily spojrzała na chłopca wyczekująco. Zmieszał się. Nie chciał mówić przy pani Riddle. To było... dosyć krępujące. Na jego szczęście Nella szybko zorientowała się o co chodzi.
- Pójdę się przejść. Będę w ogrodach - rzuciła po czym opuściła pokój.
Draco westchnął cicho.
- Pani Potter, przyszedłem tu z dwóch powodów - zaczął, wiedząc że czeka go trudna rozmowa.
Lilyane chyba to spostrzegła, bo zaproponowała żeby usiedli. Chłopiec gorliwie na to przystanął.
- Masz może ochotę na kanapki?
Pokiwał głową uświadamiając sobie, że prawie nie tknął śniadania.
- Młynek!
Przed nimi z cichym trzaskiem zmaterializował się skrzat domowy. Ukłonił się kolejno Lily i Draco.
- W czym Młynek może pani służyć?
- Przyszykuj coś na śniadanie dla panicza Malfoya. Dla mnie również przygotuj coś do zjedzenia i herbatę.
Skrzat ukłonił się ponownie, po czym zniknął. Rudowłosa spojrzała na blondyna wyczekująco. Wiedział, że czeka na jego rewelacje. Westchnął. Musiał kiedyś zacząć.
- Pani Potter...
- Mów mi Lily. Nie lubię oficjalności - przerwała mu z wymuszonym uśmiechem.
Wiedział, że nie o oficjalności chodzi. Jej nazwisko przypominało jej o zaginionym mężu i pokiereszowanym synu. Pokiwał głową i kontynuował, nie zagłębiając się w wątek jej nazwiska.
- Pierwsza sprawa jest taka, że twój syn przyjechał dzisiaj do Hogwartu.
Zamilkł. Jej reakcja była gwałtowniejsza niż mógł się tego spodziewać. Jej twarz poszarzała z przerażenia, a wargi pobladły tak mocno, jakby nie miały kropli krwi w sobie. Oddech kobiety stał się płytki i spazmatyczny, a w oczach czaił się dziki lęk. Ręce jej drżały, a wyprostowane do tej pory plecy przygarbiły się. Malfoy odczekał minutę, dwie i kolejne. Po kilku następnych pojawił się Młynek z innym skrzatem i postawili przed nimi jedzenie. Draco sięgnął po kanapkę, widząc jak Lily machinalnie sięga po ciastko i herbatę. Draco, kiedy zjadł, podjął przerwany wątek. Było to ciężkie dla niej, ale musiał o tym jej powiedzieć.
- Nawiązałem z nim dosyć koleżeńskie kontakty. Trafił do Slytherinu i mieszkamy razem w dormitorium. Dumbledore krąży wokół niego jak w okół ósmego cudu świata. Z resztą prawie wszyscy go tak traktują. On sam nie wydaje się być z tego zadowolony. Jest do ciebie podobny - stwierdził. - Mogę zaaranżować spotkanie między wami....
Kobieta spojrzała na chłopca z rozpaczliwą nadzieją w oczach. Malfoy wiedział, że pragnie nade wszystko poznać syna. Wiedział, że pragnie z nim żyć. Zawsze chciała go zabrać od Petunii. Tyle, że zniknięcie Harry'ego Potter'a było by wielkim skandalem. Rudowłosa pokiwała powoli głową.
- Ja... Bardzo bym tego chciała... - szepnęła.
- Zobaczymy co da się zrobić. Jest jeszcze druga sprawa.... - Draco urwał zaczętą wypowiedź. To co zamierzał powiedzieć było trudniejsze niż poinformowanie Lily o Harry'm. - Ja.... Wydaje mi się, że odnalazłem Hermionę Riddle.
Tym razem szok to zbyt łagodne słowo. Siedząca przed nim kobieta zamarła. Jej oczy rozszerzyły się, świdrując go na wskroś, zupełnie jakby chciała sprawdzić czy nie kłamie. Może potrafi posługiwać się Oklumencją i Legilimencją. Przez kilka minut trwała ciężka cisza. Lily próbowała otrząsnąć się z szoku, a Draco próbował zebrać myśli.
- Ale.... Jak to? - jej pytanie przywołało go do rzeczywistości.
- Poznałem ją w Ekspresie. Siedziała w przedziale z Harry'm. Wygląda inaczej niż wtedy, kiedy widziałem ją po raz ostatni, ale nie mam najmniejszych wątpliwości. To na pewno ona - kiedy wypowiadał te słowa uświadomił sobie, że to prawda.
Nie było mowy o pomyłce. Znał Hermionę Riddle zbyt dobrze.
- Potem przedstawiła się jako Hermiona Granger. Imię się zgadzało, wygląd też. Głos identyczny. Tym co mnie ostatecznie przekonało to jej przydział do Slytherinu. Po za tym mówiła mi, ze nie ma żadnych wspomnień sprzed siódmego roku życia. Trochę za dużo zbiegów okoliczności prawda?
Rudowłosa pokiwała głową z zaciętą miną.
- A więc musimy ją tu sprowadzić. Ruszamy do Hogwartu. Od razu. Do gabinetu Severusa.
Teraz blondyn kiwnął głową po czym wstał i podszedł do kominka. Chwycił garść proszku Fiuu. Rzucił go w płomienie, po czym skoczył w nie, krzycząc: ,,Hogwart! Gabinet Severusa Snape'a!''
Chłopak zniknął w płomieniach. Lilyane stała przed kominkiem trzymając proszek Fiuu w garści. Podjęła już decyzję, teraz trzeba było zrobić pierwszy krok ku realizacji zadania. Czas by udała się do Hogwartu i zwróciła Nelli córkę. Obiecała jej to cztery lata temu i miała zamiar dotrzymać obietnicy. Rudowłosa wzięła głęboki oddech i rzuciła proszek Fiuu w płomienie. Wkroczyła w nie krzycząc te same słowa co Draco. Świat wokół niej zawirował, a ona po chwili znalazła się w zupełnie innym miejscu. Pierwsze co zobaczyła po wyjściu z płomieni to zaskoczona twarz Severusa. Snape stał dokładnie naprzeciwko niej. Był pobladły z przerażenia. Bał się o nią.
- Lily, co ty wyprawiasz? Jak cię złapie...
Urwał widząc determinację na bladej twarzy rudowłosej. Kobieta była pewna swego.
- Później ci wytłumaczę. Musisz mi pomóc.... Mi i Draconowi.
Spojrzenie Snape'a padło na blondyna, ale nie zawahał się ani chwili. Kiwnął głową.
- Co mam zrobić?
- Musisz wyciągnąć Hermionę Granger z dormitorium.... Muszę ją zabrać. Najlepiej tak by nikt się nie dowiedział, że zniknęli na cały weekend, bo Draco też z nami pójdzie. Ja tu poczekam ukryta pod zaklęciem kameleona. Ty weź Dracona i zgarnij ją. Nieważne jak ją tu ściągniesz. Ważne żeby szybko! Nie mamy chwili do stracenia!
Czarnowłosy pokiwał głową. Z westchnieniem złapał Draco za ramię i wybiegł z komnaty, ciągnąc blondyna za sobą. Oboje byli odprowadzani niespokojnym spojrzeniem zielonych oczu.
***
Dwoje ludzi siedziało w sypialni swojego syna i  kołysało go do snu. Oboje ukrywali się, ale byli szczęśliwi, na tyle na ile mogą być szczęśliwe osoby zamknięte w przymusowym areszcie, drżące o życie swego jedynego dziecka. Ich codzienność wyglądała tak samo. Nie wiedzieli tylko, czy dobrze zrobili ufając tym, którym zaufali. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się smutno. Mały chłopiec, którego rudowłosa kobieta trzymała na rękach, zaczął zapadać w sen. Lilyane odłożyła syna do kołyski, po czym wzięła męża za rękę i oboje wyszli ramię w ramię z pokoju. Usiedli w salonie. Lily czytała mugolską książkę, a James pisał list. Zadaje się, że był on adresowany do Syriusza. Nagle oboje drgnęli. Trzasnęły drzwi wejściowe. Lily złapała różdżkę i stanęła z boku, by móc pobiec na górę... Chronić Harry'ego. James błyskawicznie wyciągnął różdżkę ze spodni. Wyszedł na korytarz i rozejrzał się. Na początku korytarza stał Syriusz. James odetchnął z ulgą. Z uśmiechem przywitał przyjaciela.
- Witaj, Syr...
- Nie ma czasu James! Nie wiem czy uda mi się go powstrzymać! 
- O czym...
- Musicie uciekać oboje! Natychmiast! 
Jednak Potterowie stali niczym sparaliżowani. Syriusz ruszył w ich kierunku. Minął James'a i chwycił Lily za rękę. pociągnął na dół i zamarł w oczekiwaniu. Nie minęła nawet minuta, gdy drzwi się otworzyły. Ukazała się w nich głowa Severusa Snape'a. W jego stronę poleciała drętwota rzucona przez James'a. 
- Petrifikus Totalus - mruknął Syriusz i James już leżał sparaliżowany. 
- Co do dia....
Syriusz nie dał Lily skończyć. Wepchnął kobietę w ręce Śmierciożercy. Ten chwycił ją i zatrzasnął drzwi po drugiej stronie. Po chwili rozległ się trzask deportacji. Lily i Severus zniknęli. 
***
Lily usłyszała kroki an zewnątrz i zacisnęła palce na różdżce. Wspomnienia zniknęły spod jej powiek niczym mgła. Rudowłosa skoncentrowała się i uniosła różdżkę, gotowa zadziałać. Kroki coraz bardziej się zbliżały. W końcu drzwi uchyliły się lekko i ukazał się w nich Draco Malfoy. Zaraz po nim do sali wepchnięta została Hermiona Granger. Następny wszedł Severus. Serce Lily załomotało boleśnie w jej piersi. Tak bardzo chciała odzyskać również swoje dziecko.... Zdjęła z siebie zaklęcie kameleona. Hermiona krzyknęła zaskoczona. Otworzyła nawet usta, by zadać jakieś pytanie.
- Bez pytań - warknęła rudowłosa. Musiała być oziębła chociaż chciałaby inaczej. - Draco ty pierwszy.
Chłopak bez wahania wziął proszek i skoczył w płomienie. Podała proszek Hermionie, która wyglądała jakby już to nie raz robiła.
- Gdzie mam się przenieść?
- Riddle Manor.
- Dobrze - powiedziała i z takim okrzykiem skoczyła w płomienie.
- Sev?
Mężczyzna kiwnął głową i podążył za uczniami. Lily wzięła garść proszku, odłożyła kociołek na miejsce po czym ruszyła za swoimi poprzednikami. Po chwili w gabinecie Severusa wyglądało tak, jakby nikt od kilku godzin tu nie zaglądał. Tylko wesoło trzaskający ogień wskazywał, na rozegraną przed chwilą scenę.
***
Po drugiej stronie na Hermionę czekał dziwny widok. Wylądowała w jakimś salonie przystrojonym w barwy Slytherinu przed nią stał Harry i profesor Snape. Chwilę później z płomieni wyłoniła się również owa rudowłosa kobieta, która czekała na nich w gabinecie Snape'a. Obrzuciła ją uważnym spojrzeniem, a Hermiona zauważyła jak zielone oczy kobiety rozszerzają się w zdumieniu.
- To naprawdę ona... - szepnęła. - Sev posłałeś już po Nellę i Toma?
- Tak, zaraz przyjdą.
- Hermiono proszę idź z Severusem i Draconem do pokoju obok.
Dziewczynka kiwnęła głową i wyszła z pokoju wraz z mężczyznami. Lily odetchnęła głęboko. Musiała jakoś przekazać swojej przyjaciółce i jej mężowi prawdę. Stała kilka minut zatopiona w myślach, aż do pokoju wpadła zdyszana para. Musieli być w ogrodach i biec całą drogę, bo mieli zaróżowione policzki i ciężko oddychali. Ich niespokojne oczy przeczesały cały pokój, a kiedy odkryli, że stoi w nim tylko Lily, skupili je na rudowłosej kobiecie. Tą parą byli Riddle'owie. Tom Marvolo Riddle znany w całym czarodziejskim świecie jako Lord Voldemort był wysokim mężczyzną, miał trupiobladą cerę, czerwone oczy, nie miał nosa, a na jego twarzy nie było ani jednego włoska. Obok niego stała Nella Eleonora Riddle, z domu Vaillance*. Była to kobieta średniego wzrostu, o orzechowych oczach i rudych, kręconych włosach. Miała ciepłą cerę, a na jej nosie widniały piegi. To małżeństwo prezentowało się zaiste dziwacznie, ale Lily nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- Nello, Tomie, muszę wam coś powiedzieć - na osobności kobieta również do Voldemorta mogła mówić po imieniu.
Małżeństwo Riddle spojrzało pytająco na panią Potter. Nella nieświadomie, miażdżyła dłoń męża, z równą siłą jak on miażdżył oparcie krzesła, o które się opierał.
- Nie wiem jak wam to powiedzieć... - Lily zawahała się, ale postanowiła skrócić historię do absolutnego minimum. - Wasza córka, Hermiona, przybyła wczoraj do Hogwartu. Tam poznał ją Draco Malfoy i poinformował mnie. Oboje mamy pewność, że to ona. Odnaleźliśmy wasze dziecko.
Nella zbladła, a Tom rozdziawił usta. Oboje trwali w stanie szoku dobre kilka minut. Zielonooka nie popędzała ich, bo wiedziała, że oboje muszą przetrawić tą sytuację. Pierwszy otrząsnął się Tom. Puścił krzesło i zrobił krok w kierunku Lily.
- Musimy ją tu sprowadzić - powiedział chłodno, by nie dać po sobie poznać jak bardzo go ta sytuacja ucieszyła.
Tak bardzo tęsknił za swoją ukochaną córeczką. Tak bardzo go bolało, gdy została porwana. Wiedział, że Nella jako matka przeżywa wszystko dwa razy mocniej niż on. Kobieta zaczęła oddychać coraz bardziej nierówno. Wysunęła się przed niego i położyła drugą rękę na ramieniu Lily.
- Lils proszę ściągnij ją tu jeszcze dzisiaj - jej ton był błagalny.
Była arystokratką. Nigdy nikogo nie błagała. Zawsze zachowywała się godnie, a innych trzymała na dystans. Ale teraz nie mogła. Tu chodziło o jej córkę. O jej dziecko. Jedyne dziecko, które mogło ją pamiętać, bo pozostała dwójka... Myśl o pozostałych dzieciach Nella odsunęła daleko od siebie. Liczyło się tu i teraz.
- Nello.
Pani Riddle uniosła wzrok na Lily.
- Ona tu jest. Wraz z Severusem i Draconem sprowadziliśmy ją tutaj.
Tego było dla Nelli za wiele. Świadomość, że jej ukochane dziecko wróciło do niej przytłoczyła ją. Radość zaparła jej dech w piersi. Ostatnie co kobieta pamiętała to myśl, że odzyska chociaż jedno z dzieci. Później zapanowała ciemność.
***
Tom nerwowo krążył po komnacie. Natłok emocji związanych z odnalezieniem jednego z dzieci był dla jego żony zbyt duży. Jej organizm zareagował w jedyny znany sobie sposób... Kobieta zemdlała, niedługo zapewne odzyska świadomość, ale Riddle i tak odchodził od zmysłów. Ta kobieta stanowiła centrum jego wszechświata i była jego jedyną prawdziwą oporą. Jego powierniczką, przyjaciółką, żoną, kochanką. Wszystkim co najcenniejsze. A teraz leżała nieprzytomna na kanapie w salonie. Nagle do uszu mężczyzny doleciało ciche westchnięcie. Pani Riddle zatrzepotała powiekami i po sekundzie otworzyła oczy. Jej czekoladowe oczy znowu nabrały żywego blasku. Kobieta odnalazła spojrzeniem męża.
- Tak, to prawda. Nie przyśniło ci się to - odpowiedział na jej nie zadane pytanie.
Po tylu latach życia razem porozumiewali się bez słów. Nie musieli kształtować pytań ani precyzować odpowiedzi. Po prostu wiedzieli. Kobieta gwałtownie usiadła.
- Chcę ją zobaczyć. Chcę z nią porozmawiać - zażądała.
Tom doskonale rozumiał Nellę. Sam nie pragnął niczego bardziej. Tylko jedno pytanie nie dawało mu spokoju. Ile jego córka wiedziała o świecie czarodziei? Ile zdążyli jej powiedzieć o kłamstwach tego świata? Czy już zdążyła go znienawidzić? Właściwie to nie było jedno pytanie. To było jedno uczucie, z którego zrodziło się setki podobnie brzmiących pytań. Pani Riddle doskonale wyczuła nastrój męża.
- Tom spójrz na mnie - mężczyzna spojrzał żonie w oczy. - Będzie dobrze. Cokolwiek by się nie stało zawsze będę przy tobie. I zobaczysz, że ona też stanie po twojej stronie. Jak tylko zrozumie sytuację.
Tom odetchnął głęboko i skinął głową. Już czas.
- Severusie!
Drzwi od komnaty otworzyły się i stanął w nich wysoki czarnowłosy mężczyzna.
- Wzywałaś Nel?
- Tak. Przyprowadź Hermionę.
Czarnowłosy zniknął, by po chwili wrócić z uczennicą. Wprowadził ją do pokoju po czym szybko wyszedł. Nie chciał być przy tym. To sprawa rodzinna. Hermiona rozejrzała się po salonie. Trzy ściany były drewniane i bogato zdobione. Czwarta ściana była przeszklona i wychodziła widokiem na przepiękne ogrody. Z drewnianego sufitu zwisały kryształowe, zapewne diamentowe, żyrandole. W jednej ze ścian był marmurowy kominek, a przed nim stały złoto-granatowe kanapy. Po drugiej stronie pokoju stał wielki, biały fortepian. Koło fortepianu również stały kanapy, a po za nimi stał również drewniany stolik oraz fotele. Na podłodze leżał przepięknie haftowany, gruby dywan. Przy kominku stała para. Dość wysoki mężczyzna o czarnych włosach i szarych oczach, obejmował w talii rudowłosą kobietę, średniego wzrostu o czekoladowych oczach, bardzo przypominających oczy Hermiony. Rudowłosa patrzyła na Hermionę z uśmiechem i czymś na kształt... wzruszenia? Tęsknoty? Hermionie ciężko było nazwać uczucia gromadzące się we wzroku stojącej przed nią kobiety. Po chwili milczenia Rudowłosa zabrała głos.
- Witaj Hermiono w Riddle Manor. Jestem Nella Riddle, a to mój mąż Tom Riddle, znany również jako Lord Voldemort - przy ostatniej części zdania Rudowłosa zawahała się.
Nie chciała na starcie zrażać córki do męża. Hermionę zamurowało. Dużo słyszała o Voldemorcie, że nie żyje, że pokonał go Harry. Że jest bestią. Że przypomina węża. A przed nią stał przystojny, wysoki brunet o szarych oczach i bladych policzkach. Hermiona milczała skoncentrowana. Nie miała bladego pojęcia co odpowiedzieć tej kobiecie, która wpatrywała się w nią z utęsknieniem.
- Ja... eeee.... znaczy... Nazywam się Hermiona Granger - Hermiona niezbyt popisała się elokwencją, ale przyznajmy się szczerze kto z nas zachowywał by się lepiej? Siedzisz sobie spokojnie w pokoju wspólnym, do którego nagle wpada profesor Snape, który ciągnie za sobą Malfoya. Chwyta cię bez słowa za ramię i ciągnie w stronę wyjścia, po drodze warcząc tylko ,,Granger za mną.'' Po czym rusza tak szybkim chodem, że niemal musisz biec. Wpadasz do jego gabinetu, a tam w twojej obecności jakaś nieznajoma zdejmuje z siebie czar kameleona i wciska ci proszek Fiuu do ręki. Nic nie wyjaśnia, tylko mówi gdzie masz się przenieść. Tam dorośli posługując się urywkami zdań, wypełniają jakieś zadania, a po chwili przychodzą do ciebie obcy ludzie, którzy przedstawiają się jako małżeństwo. Co więcej jedną z tych osób jest równie groźny, co sławny Lord Voldemort. Bądźmy szczerzy, Hermiona miała pełne prawo być skołowana tą sytuacją. Jednak po kilku sekundach ponownie odezwała się Nella.
- Może lepiej usiądziemy? Musimy ci sporo wyjaśnić skarbie.
Hermiona poczuła dziwne ciepło w okolicach serca. Nikt nigdy nie zwracał się do niej tak... uczuciowo. Ciężko było opisać ton głosu pani Riddle, ale zdecydowanie były w nim ciepłe uczucia.. na kształt.... miłości? Hermiona nie do końca wiedziała jak nazwać to co odczytywała w głosie rudowłosej kobiety. Wszyscy zajęli miejsca na gustownych, wygodnych i zapewne kosztownych kanapach. Przez chwilę trwało uciążliwe milczenie. W końcu odezwał się Tom.
- Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od samego początku. Nazywam się Tom Marvolo Riddle. Trzynaście lat temu poślubiłem tą oto wspaniałą kobietę, Nellę Eleonorę Riddle, wtedy jeszcze Vaillance - straszliwy lord spojrzał z pewną... czułością na swoją żonę. - Zapewne znasz już moją historię. Jej oficjalną, i w większości zakłamaną część. Tą która przedstawia mnie jako tyrana i człowieka, a właściwie nawet nie człowieka, tylko bestię, którego życiowym celem od zawsze było wytępienie wszystkich szlam na świecie. W pewnym sensie jest to moja ideologia, ale powstała dużo później niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Powstała by chronić to co dla mnie najcenniejsze, czyli moją rodzinę. Powstała w wyniku okoliczności.... bardzo trudnych - Tom poczuł jak drobne ręce żony zaciskają się na jego dłoniach. Pomimo upływu lat to nadal bolało tak samo. - Myślę, że więcej o tym chętnie opowie ci Nella. Jedenaście lat temu zostałem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Moja żona urodziła przecudowne bliźnięta. Chłopca i dziewczynkę. Podobnych jak dwie krople wody. Oboje mieli kasztanowe kosmyki na głowach i czekoladowe oczy. Rok później szczęście znowu zawitało do mojego domu. Tym razem moja żona urodziła rudowłosą córkę o szarych oczach. Miałem wtedy dobrą posadę w Ministerstwie, widoki na coraz wyższe urzędy. Nie ukrywam, że zawsze miałem pociąg do władzy, a pośród ludzi posłuch. Byłem szanowany, byłem urodzonym liderem grupy. Wielu ludzi jest podobnych. Co mnie od nich różniło? Byłem lepszy bardziej utalentowany. Miałem realne szanse, by tą władzę mieć. Niestety miałem równie wielu wrogów, co zwolenników. Większość z nich była nieistotna, po porostu mnie nie lubili lub mi zazdrościli. Właściwie tylko jeden z nich był liczący się. ALBUS DUMBLEDORE. Największa szumowina jaką znał świat. Byliśmy kiedyś czymś w rodzaju przyjaciół. W to co się stało między nami nie będę się zagłębiał. Po wielu miesiącach użerania się z nim liczyłem, że w końcu dał mi spokój. Ożeniłem się i trzynaście lat temu wszystkie waśnie między nami ucichły, a ja mogłem w spokoju żyć, szczęśliwy z rodziną. Oczywiście pomyliłem się, to była cisza przed burzą. Przez te dwa lata działy się straszne rzeczy, a oskarżenie o nie padało na mnie. Oczywiście bożyszcz świata czarodziejów tak powiedział i zwalczał to zło, którego nawiasem mówiąc był sprawcą. W tą noc, w którą oficjalnie zginęli Potterowie miałem się spotkać z Jamesem. Myślę, że domyślił się że ta cudowna twarz, którą pokazuje wszystkim Dumbledore nie jest prawdziwa, albo miał w posiadaniu inną cenną informację. Niestety kiedy przybyłem do Doliny Godryka było za późno. Harry był już okaleczony. Lily została uratowana przez Severusa, ale James zniknął. Od jedenastu lat nie mamy żadnej informacji o nim, nie wiemy czy zginął czy jest zakładnikiem. Na szczęście Dumbledore nie wie że Lily żyje, bo przestałby ufać Severusowi. Przez rok od pamiętnych zdarzeń w domu Potter'ów żyłem spokojnie. Wraz z Nellą i trojgiem dzieci udaliśmy się w odwiedziny do znajomych. Jednak wpadliśmy w pułapkę. Ktoś zabił moich znajomych, a na nas czekał. Szybko zorientowaliśmy się co się dzieje. Wraz z Sverusem walczyliśmy, a Nella teleportowała się do naszego domu z starszą córką. Była wtedy osłabiona porodem i nie ryzykując rozszczepienia swojego i dzieci mogła teleportować się tylko z jednym dzieckiem. Kiedy wróciła, Severus leżał nieprzytomny, tak samo jak ja. Ponadto ktoś na mnie rzucił czar oszpecający. To potężna klątwa. Po wielu latach udało mi się zdjąć jej część i teraz w obecności rodziny przebywam pod normalną postacią. Ale nie to było najgorsze w tej historii. Zarówno nasz syn, jak i najmłodsza córka zniknęli. Od tamtej pory zacząłem zbierać zwolenników w zastępy. Już wcześniej tworzyli coś w rodzaju mojego fanklubu, a że mieli skłonności do przemocy to Dumbledore sprytnie to wykorzystał. Odgrodziłem mój dom od świata na wszystkie znane mi sposoby. Chroniłem to co kocham najlepiej jak potrafiłem. Wydawało mi się że jesteśmy bezpieczni. Większej głupoty popełnić nie mogłem. Znowu nie doceniłem przeciwnika. To się stało cztery lata temu. Musiałem opuścić dom na dwa dni. Żona i córka nie mogły mi towarzyszyć. Wtedy wróg zaatakował. Pokonał wszystkie moje bariery. Teleportował się z nią. Nie mogłem nic zrobić. Szalałem z niepokoju i rozpaczy. Byłem pewny, że nie żyje, aż do dzisiaj. Dziś odnalazłem jedno z naszych dzieci.
Wszystkie emocje Lorda były uzewnętrznione w trakcie tej opowieści. Ojcowska miłość i miłość do Nelli to jedyne uczucia nad którymi nie panował. Po za tym cały czas nosił maskę nienawiści, chłodu, opanowania i spokoju. Nie sprawiało mu to nawet najmniejszych trudności. Jego zatwardziałe serce biło tylko dla czterech istot, z czego dwie siedziały w tym pokoju. Hermiona była przejęta historią Riddle'a. Jednak nie potrafiła złączyć swojego pobytu tutaj, opowieści Toma i wszystkiego co się działo dookoła niej.
- To smutna historia... ale nie rozumiem dlaczego pan mi o tym mówi... - powiedziała niepewnie, nie wiedząc jak się zwracać do Lorda Voldemorta.
- Widzisz, moja droga, to TY jesteś naszą porwaną cztery lata temu córką.
Kasztanowłosa wyglądała jakby dostała czymś ciężkim w głowę. Była blada jak ściana, jej oczy były szeroko otwarte, a mózg pracował na najwyższych obrotach. Próbowała nie wierzyć w słowa Toma, ale nie potrafiła. Czuła wszystkie jego uczucia kiedy opowiadał tą historię. Niestety jego słowa w części pokrywały się z jej myślami. Nie miała żadnych wspomnień sprzed siódmego roku życia. Skutek zaklęcia modyfikującego pamięć. W tym momencie zerwała się gwałtownie z fotela i zaczęła krążyć po pokoju, pozwalało jej to ukoić nerwy i poukładać wszystko w głowie. Po kilku minutach, które dla państwa Riddle ciągnęły się w nieskończoność, ponownie usiadła.
- Nie mam żadnych wspomnień sprzed siódmego roku życia - zaczęła niepewnie. - Moi opiekunowie adoptowali mnie na usilną prośbę jakiegoś mężczyzny. Nie będę opowiadała teraz tej historii, ale nigdy nie ukrywali, że mnie nie chcieli i zrobili to tylko dlatego, że on tak bardzo ich prosił. Z resztą obiecał, że po czterech latach zniknę z ich domu. Zawsze chciałam odnaleźć prawdziwych rodziców, a jak dostałam list z Hogwartu to zrozumiałam, że moi rodzice są czarodziejami. Skąd tylko mam mieć pewność, że to ja naprawdę jestem waszą córką?
- Och skarbie, podstawowym dowodem jest nasze niezaprzeczalne podobieństwo, a więcej dowodów będę mogła pokazać ci w przyszłości - tym razem głos zabrała Nella. - Główny z nich to znamię Salazara Slytherina, które pojawi się w twoje szesnaste urodziny. Jednak będą również inne znaki, o których opowiem ci bardzo chętnie, ale może jutro? Zbliża się pora obiadowa.
Hermiona machinalnie spojrzała w lustro i dostrzegła swoje brązowe fale, czekoladowe oczy i delikatną cerę. Oczy miała wyraźnie po Nelli. Włosy.... Kolor chyba po Tomie, ale loki.... sama nie była pewna czy Tom ma loki, czy jednak odziedziczyła je po Nelli.
- Wierzę wam - powiedziała cicho i spokojnie, aczkolwiek wyraźnie.
Radość odbiła się wyraźnie na pięknej twarzy Nelli, a kąciki ust Toma drgnęły ku górze.
- Zostaniesz tu z nami? W Riddle Manor?
- Ależ ja chodzę do szkoły!
- Nie możesz chodzić do szkoły, jeśli dyrektor dowie się kim jesteś, nie będziesz tam bezpieczna - Tom wtrącił swoje trzy grosze.
- Może porozmawiamy o tym jutro? Dzisiaj możesz spać w swoim pokoju Hermiono. Jutro będziemy mieli więcej czasu, by o tym porozmawiać. Dobrze byłoby jednak coś zjeść.
Zarówno Tom jak i Hermiona skinęli głowami na znak zgody. Cała trójka udała się do olbrzymiej jadalni. Była utrzymana w kremowo-złotym kolorze. Drewniane części krzeseł były w ciemnym tonie, a z sufitu zwisały cztery okazałe żyrandole. Z boku stała obita w białą skórę kanapa i ciemny stolik na wieczorne herbatki. Stało tu również kilka donic z roślinami, a na ścianach wisiały obrazy. Pod jedną ścianą stał zabytkowy zegar, robiony z ciemnego, dębowego drewna ze złotymi wykończeniami. Całość prezentowała się przepięknie. Rodzina spożyła przepyszny posiłek w dosyć sztywnej atmosferze. Każde było tak zaprzątnięte swoimi myślami, że nie było w stanie docenić wykwintności obiadu. Lord pierwszy skończył posiłek.
- Muszę udać się na naradę. Tymczasem Nello zaprowadź Hermionę do jej pokoju. Dzisiaj wieczorem odbędzie się bal, więc możecie się do niego przygotować. Rozpoczęcie będzie o godzinie 20.00 - po tych słowach po prostu wstał i opuścił jadalnię.
***
Severus krążył nerwowo po gabinecie Riddle'a. 
- Musimy dobrze to rozegrać Sev. To ważne. Postaram się zatrzymać ją w domu, ale już jako dziecko była podobna do mnie, jeśli się uprze to nie dam rady. A zawsze pragnęła chodzić do tej szkoły.
- Masz rację Tom. Muszę teraz iść. Do zobaczenia na balu.
Lord skinął głową i odprowadził Severusa wzrokiem do wyjścia. Kiedy mężczyzna zniknął za drzwiami, Tom zajął się wysyłaniem zaproszeń na jutrzejszy bal w Riddle Manor. 'Zaproszenia' to trochę za dużo powiedziane. Na końcu każdego znajdowały się dwa słowa: 'Obecność obowiązkowa.' Każdy kto znał Lorda, wiedział że jeśli coś jest obowiązkowe, to nie można tego zlekceważyć. Lekceważenia swoich poleceń czy braku szacunku dla siebie lub swojej rodziny Lord nie tolerował. Późnym wieczorem Tom udał się do swojej sypialni. W łazience stała jego żona. Uśmiechnął się czule na ten widok. Ta kobieta stanowiła centrum jego świata. Nigdy nikomu nie pokazywał swoich uczuć do Nelli, ponieważ wiedział, że każdy jego wróg wykorzystałby to przeciwko niemu. Teraz musiał chronić jeszcze jedną osobę. Swoją córkę. I z tą myślą wpadł w objęcia Morfeusza.
Tymczasem każdy śmierciożerca dostawał taką wiadomość:
Dzisiaj, 2 września, odbędzie się bal z okazji odnalezienia przeze mnie córki. Rozpocznie się on o godzinie 20.00. Kartka to świstoklik, który aktywuje się o godzinie 19.30 i przeniesie Cię do Riddle Manor.
Lord Voldemort
Obecność obowiązkowa.


*Vaillance - (franc.) nazwisko wymyślone przeze mnie

Witajcie! 
Przybywam z nowym rozdziałem :)! Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nie przedłużając: zapraszam do czytania! 
Pozdrawiam, 
Zuza 💜

środa, 9 listopada 2016

Rozdział 1

Brama natychmiast się otworzyła. Stała w niej wysoka, czarnowłosa czarownica w szmaragdowozielonej szacie. Miała srogą twarz i Hermiona pomyślała, że nie jest to osoba, obok której można przejść obojętnie.
- Pirszoroczni, pani profesor McGonagall - oznajmił Hagrid.
- Dziękuję ci, Hagridzie. Sama ich stąd zabiorę.
Otworzyła szerzej drzwi. Sala wejściowa była tak wielka, że zmieściłby się w niej cały dom Grangerów. Płonące pochodnie oświetlały kamienne ściany, podobne jak w podziemiach Gringotta, sklepienie ginęło w mroku, a wspaniałe marmurowe schody wiodły na piętro. Ruszyli za profesor McGonagall po kamiennej posadzce. Zza drzwi po prawej stronie dochodził ożywiony gwar, ale profesor McGonagall zaprowadziła ich do pustej komnaty z drugiej strony. Stłoczyli się w niej, rozglądając niepewnie wokół siebie.
- Witajcie w zamku Hogwart - powiedziała profesor McGonagall. - Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym. Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd.
Jej spojrzenie spoczęło przez chwilę na pelerynie Neville’a, która była zawiązana pod jego lewym uchem, a następnie na usmolonym nosie rudzielca. Harry nerwowo przygładził włosy, a Hermiona starała się rozprostować swoje pukle przeczesaniem włosów palcami. Doszła jednak do wniosku, że i tak nie da rady zrobić niczego sensownego ze swoimi włosami, więc zastygła w bezruchu. Miała nadzieję, że są na to jakieś zaklęcia, bo inaczej oszaleje musząc walczyć z taką szopą na głowie, jaką miała w tamtym momencie.
- Wrócę, kiedy będziecie gotowi - oznajmiła profesor McGonagall. - Proszę zachować spokój.
I wyszła z komnaty. Harry przełknął ślinę. Obok nich Ron bladł coraz bardziej. Hermiona miała wrażenie, że nawet jego piegi były jaśniejsze.
- A właściwie jak oni dokonują tego przydziału? - zapytał Harry Hermionę
Pokręciła głową na znak, że nie wie. Oczywiście szukała tej informacji, ale nigdzie nie była ona zapisana. Rozejrzała się nerwowo i zobaczyła, że inni też są przerażeni. Nikt się nie odzywał. Utkwiła wzrok w podłodze i czekała. Za chwilę wróci profesor McGonagall i powiedzie ją ku jej przeznaczeniu. A potem stało się coś, co sprawiło, że podskoczyła w powietrze przynajmniej na stopę. Kilku chłopców za nią wrzasnęło ze strachu.
- Co to...
Zaparło jej dech w piersi. Przez ścianę tuż za Hermioną przeniknęło około dwudziestu duchów. Perłowobiałe i lekko przezroczyste, szybowały w komnacie, rozmawiając między sobą i nie zwracając na nich uwagi. Wyglądało na to, że o coś się spierają. Duch małego grubego mnicha mówił:
- Przebaczać i zapominać, powtarzam, to nasza zasada. Powinniśmy dać mu jeszcze jedną szansę...
- Mój drogi Mnichu, czyż nie daliśmy już Irytkowi wszystkich szans, na jakie zasługiwał? I wciąż nas oczernia, a przecież tak naprawdę wcale nie jest duchem... Hej, a wy co tu robicie?
Duch w kryzie i trykotach nagle zauważył tłum pierwszoroczniaków. Nikt mu nie odpowiedział.
- Nowi studenci! - powiedział Gruby Mnich, obdarzając ich uśmiechem. Czekacie na przydział, co?
Kilka osób pokiwało milcząco głowami.
- Może się spotkamy w Hufflepuffie! - rzekł Mnich. - To mój stary dom.
- No, idziemy! - rozległ się ostry głos. - Ceremonia przydziału zaraz się rozpocznie.
Wróciła profesor McGonagall. Duchy jeden po drugim wsiąknęły w ścianę.
- A teraz proszę stanąć rzędem - poleciła profesor McGonagall - i iść za mną.
Hermiona czuła się dość dziwnie, bo nogi miała jakby z ołowiu, ale stanęła za chłopcem o piaskowych włosach. Za sobą miała Harry'ego. Wyszli gęsiego z komnaty, a potem przeszli przez salę wejściową i przez podwójne drzwi wkroczyli do Wielkiej Sali. Nigdy nawet sobie nie wyobrażała tak dziwnego i wspaniałego miejsca. Oświetlały je tysiące świec unoszących się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, za którymi siedziała reszta uczniów. Stoły zastawione były lśniącymi złotymi talerzami i pucharami. U szczytu stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam właśnie zaprowadziła ich profesor McGonagall i kazała się zatrzymać w szeregu, twarzami do reszty uczniów. W migotliwym blasku świec wpatrzone w nich twarze wyglądały jak blade lampiony. Tu i tam między uczniami połyskiwały srebrną poświatą duchy. Czując się trochę nieswojo pod tymi wszystkimi spojrzeniami, Hermiona popatrzyła w górę i zobaczyła aksamitnoczarne sklepienie upstrzone gwiazdami.
- Jest zaczarowane... żeby wyglądało jak prawdziwe niebo... Czytałam o tym w książce o historii Hogwartu.- Szepnęła do Harry'ego, który również podziwiał sklepienie.
Trudno było uwierzyć, że jest tam w ogóle sklepienie i że Wielka Sala nie jest po prostu otwarta na niebo. Szybko spojrzała w dół, bo profesor McGonagall ustawiła przed nami stołek o czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja, wystrzępiona, połatana i okropnie brudna. Dziewczynka utkwiła wzrok w tiarze. Przez kilka sekund panowała głucha cisza. A potem tiara drgnęła. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:
,,Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwarta szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!"
Cała sala rozbrzmiała oklaskami i okrzykami, kiedy tiara zakończyła swój śpiew. Potem skłoniła się przed każdym z czterech stołów i ponownie znieruchomiała.
- Więc musimy po prostu przymierzyć ten kapelusz! - szepnął Harry.
- Zabiję tego Freda, opowiadał mi o pojedynku z trollem. -  dało się słyszeć szept Rona za nami.
Harry uśmiechnął się blado. Teraz wystąpiła profesor McGonagall, trzymając w ręku długi zwój pergaminu.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku. Abbott, Hanna!
Z szeregu wystąpiła dziewczynka o różowej buzi i jasnych mysich ogonkach, nałożyła tiarę, która opadła jej prawie na nos, i usiadła. W chwilę później...
- HUFFLEPUFF! - krzyknęła tiara.
Przy stole po prawej stronie rozległy się oklaski i okrzyki aplauzu. Hanna podreptała do niego i usiadła, a Harry zobaczył, jak duch Grubego Mnicha macha do niej wesoło.
- Bones, Susan!
- HUFFLEPUFF! - wrzasnęła znowu tiara, a Susan usiadła obok Hanny.
- Boot, Terry!
- RAVENCLAW!
Tym razem rozległy się wiwaty przy drugim stole na lewo, gdzie kilka osób powstało, by uścisnąć rękę Terry’emu. „Brocklehurst, Mandy" też powędrowała do Ravenclawu, ale „Brown, Lavender" pierwsza trafiła do Gryffindoru, co wywołało burzę oklasków przy krańcowym stole po lewej stronie. Hermiona dostrzegła tam rudych bliźniaków. „Bulstrode, Millicenta" znalazła się w Slytherinie. Zrobiło jej się naprawdę niedobrze. Kolejne nazwiska były wyczytywane, a ona nie była w stanie zapamiętać żadnego z nich. Aż w końcu...
- Granger, Hermiona!
Zacisnęła pięści i niemal podbiegła do stołka, szybko wciskając tiarę na głowę.
- Hmm… - usłyszała w uchu cichy głosik. - Trudne. Bardzo trudne. Mnóstwo
odwagi, tak. Umysł niemalże Roweny Ravenclaw. To prawdziwy talent... och, na Boga, tak... i zdrowe pragnienie sprawdzenia się... tak, to bardzo interesujące... Więc gdzie mam ją przydzielić? -Hermiona chwyciła mocno za krawędzie stołka - Możesz być kimś wielkim, tak, to wszystko jest tu, w twojej głowie, a Slytherin na pewno pomoże ci w osiągnięciu wielkości... No dobrze, już wiem... - SLYTHERIN! - ostatnie słowo tiara krzyknęła na całą salę.
Owacje przy krańcowym stole po prawej stronie. Oddała McGonagall tiarę i spokojnie podeszła do stołu jej domu. Kilka osób uścisnęło jej rękę i uśmiechnęło się przyjaźnie. Dopiero teraz zobaczyła dokładnie stół prezydialny. Na samym końcu siedział gajowy Hagrid. A pośrodku, na wielkim złotym krześle z oparciami siedział sam Dumbledore. Poznała go natychmiast, bo przecież dobrze się przyjrzała jego żywej podobiźnie w książkach. Srebrne włosy Dumbledore’a płonęły jasnym blaskiem. W mrocznej sali lśniły tak tylko te włosy i duchy.
Kiedy wywołano Neville’a Longbottoma, chłopca, który zgubił ropuchę, biedak przewrócił się, idąc do stołka, a potem długo na nim siedział, póki tiara w końcu nie krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Neville zerwał się i odbiegł, wciąż w tiarze na głowie, i musiał wrócić, żeby wśród ryków śmiechu rozbawionej sali oddać ją Morągowi MacDougalowi. Następnie wystąpił dumny i blady Malfoy.
Zaledwie tiara dotknęła jego głowy, wrzasnęła:
- SLYTHERIN!
Malfoy usiadł obok Hermiony, a po drugiej stronie miał Crabba i Goyle'a. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Jak widać znowu się spotykamy - powiedział.
Dziewczynka odpowiedziała mu uśmiechem, obserwując dalej ceremonię przydziału. Pozostało ich już niewielu. Moon... Morcar... Nott... Parkinson... potem para bliźniaczek, Patil i Patil... potem Perks Sally Anna... aż w końcu...
- Potter, Harry!
Kiedy Harry wystąpił, rozległy się podniecone szepty, jakby w całej sali wykipiała woda na rozpaloną do czerwoności blachę.
- Potter? Tak powiedziała?
- Ten Harry Potter?
Wszyscy wyciągali głowy, bo każdy chciał mu się przyjrzeć. Tylko Granger i Malfoy siedzieli dalej tak samo. Już widzieli Harry'ego i z nim rozmawiali. Draco przypatrywał się z ciekawością Hermionie.
- SLYTHERIN!
Wrzask tiary wyrwał ją z zamyślenia.
Harry zdjął ją i na trzęsących się nogach ruszył ku stołowi, pośród najgłośniejszych jak dotąd wiwatów. Draco wstał i uścisnął mu serdecznie rękę, a trzy czwarte stołu ryczało: „Mamy Pottera! Mamy Pottera!". Jeszcze tylko cztery osoby nie miały przydziału. „Thomas, Dean”, ciemnoskóry chłopiec wyższy nawet od  Rona, usiadł przy stole Gryffindoru. „Turpin, Lisa”, trafiła do Ravenclawu, a potem nadeszła kolej na Rona, który już nie był po prostu blady, ale bladozielony. Ostatecznie trafił on do Gryffindoru, a Hermiona zauważyła, że jego bracia ściskają mu z radością ręce. Ostatni z nowych uczniów to, jak wyczytała profesor McGonagall, „Zabini, Blaise” i został przydzielony do Slytherinu. Profesor McGonagall zwinęła pergamin i zabrała Tiarę Przydziału. Hermiona popatrzyła na swój pusty złoty talerz. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna. Paszteciki dyniowe należały już do zamierzchłej przeszłości.
Teraz powstał Albus Dumbledore. Rozłożył szeroko ramiona, twarz miał rozpromienioną, jakby nic nie mogło go tak ucieszyć, jak widok wszystkich uczniów.
- Witajcie! - powiedział. - Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!
I usiadł. Rozległy się oklaski i wiwaty. Siedzący obok Hermiony Harry wyglądał, jakby nie wiedział, czy się śmiać, czy zachować powagę.
- Czy on jest trochę... no wiesz... stuknięty? - zapytał niepewnym tonem Dracona.
- Stuknięty? - powtórzył blondyn beztrosko. - Tak można to określić, chociaż wielu ludzi twierdzi, że to geniusz! Dasz wiarę? Podać ci ziemniaczki, Harry?
Harry otworzył usta. Półmiski pełne były najróżniejszych potraw. Hermiona już napełniła talerz wszystkim po trochu, prócz miętówek, i zaczęła jeść. Wszystko było naprawdę wspaniałe. Zwróciła też uwagę na ducha siedzącego przy stole Gryffindoru. A rozgrywała się tam całkiem ciekawa akcja. Duch złapał się za lewe ucho, pociągnął i... głowa przechyliła się na bok i spoczęła na ramieniu, jakby była na zawiasach. Ktoś najwidoczniej próbował odciąć mu głowę, ale brakowało mu wprawy i nie zrobił tego dokładnie. Przy stole Slytherinu siedział duch z pustymi, bladymi oczyma i ponurą twarzą, w szatach zbryzganych srebrną krwią. Był nieco przerażający i Hermiona przyrzekła sobie solennie, że będzie się od niego trzymać z daleka. Kiedy wszyscy najedli się do syta, resztki po prostu znikły z talerzy, które znowu zalśniły czystością. W chwilę później pojawiły się desery: bloki lodów we wszystkich smakach, jakie można sobie było wymyślić, strucle jabłkowe, ciastka z owocami polane syropem, polane czekoladą ekierki, pączki nadziewane konfiturą, biszkopty z kremem, truskawki, marmoladki, ryżowy budyń...
Dziewczynka nałożyła sobie wielki kawałek ciepłej szarlotki z lodami waniliowymi i truskawkowymi oraz polewą karmelową. Ten sam deser znajdował się na talerzu Malfoya. Harry pokusił się natomiast na pączki, które wyglądały równie apetycznie. Szarlotka rozpływała jej się w ustach, a tymczasem rozmowa zeszła na koligacje rodzinne.
- Ja jestem czystokrwisty - powiedział Draco. - Tak samo jak większość Ślizgonów.
- A ty, Hermiono? - zapytał Hermionę siedzący naprzeciwko Blaise.
- Ja nie wiem... - większość siedzących bliżej osób obróciła się w jej kierunku. - Nie znam swoich rodziców. Jak miałam siedem lat zaadoptowali mnie Grangerowie. Są mugolami. Jestem pewna, że moi rodzice są czarodziejami. Nie mam żadnych wspomnień sprzed pobytu u Grangerów. Mówili mi, że namówił ich do tego jakiś mężczyzna, który uciekał przed kimś. Mówił, że i on i ja jesteśmy zagrożeni. Nie wierzę. Moim zdaniem brak pamięci to efekt zaklęcia zapomnienia - zakończyła swój wywód westchnięciem. - Ale obiecałam sobie, że odnajdę rodziców jak tylko dorosnę.
Hermiona była coraz bardziej senna. Rzuciła okiem na stół prezydialny. Hagrid pociągał zdrowo z pucharu. Profesor McGonagall rozmawiała z profesorem Dumbledore’em. Jakiś nerwowy młodzieniec, w absurdalnym turbanie, rozmawiał z jakimś nauczycielem o tłustych czarnych włosach, haczykowatym nosie i ziemistej cerze. Nagle ów nauczyciel spojrzał ponad turbanem nauczyciela w turbanie prosto w oczy Hermiony.
- Auu! - syknął Harry i złapał się za głowę.
- Co ci jest? - zapytała go Hermiona.
- N-nic.
- Kim jest ten nerwowy młodzieniec? - zapytała, tym razem siedzącego niedaleko ucznia ze starszego roku.
- To profesor Quirell. Uczy obrony przed czarną magią. Rozmawia z profesorem Snape'm, który uczy eliksirów i jest opiekunem naszego domu.
Obserwowała Snape’a przez jakiś czas, ale ten już na nią nie spojrzał. W końcu znikły również desery i znowu powstał profesor Dumbledore. W sali zrobiło się cicho.
- E-hym... jeszcze tylko kilka słów. Mam nadzieję, że wszyscy się najedli i napili. Chciałbym wam przekazać kilka uwag wstępnych. Pierwszoroczniacy niech zapamiętają, że nikomu nie wolno wchodzić do lasu, który leży na skraju terenu szkoły. Dobrze by było, żeby pamiętało o tym również kilku starszych uczniów.
Migocące oczy Dumbledore’a zwróciły się w stronę rudych bliźniaków.
- Pan Filch prosił mnie też, żebym wam przypomniał, że między lekcjami, na korytarzach, nie wolno używać żadnych czarów. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu semestru. Każdy, kto jest zainteresowany grą w barwach swojego domu, powinien zgłosić się do pani Hooch. I ostatnia uwaga. Muszę was poinformować, że w tym roku wstęp na korytarz na trzecim piętrze, ten po prawej stronie, jest zabroniony. Dla wszystkich, o ile nie chcą umrzeć w straszliwych mękach.
Harry roześmiał się, ale był jednym z niewielu, którzy to uczynili.
- On chyba żartuje, co? - mruknął.
- Nie sądzę - odrzekł jeden ze starszych uczniów. - To dziwne, bo zwykle podaje powód, dla którego nie wolno gdzieś wchodzić... W lesie jest mnóstwo niebezpiecznych zwierząt i potworów, wszyscy o tym wiedzą. Ale tu, na trzecim piętrze...
- A teraz, zanim pójdziemy spać, zaśpiewajmy nasz szkolny hymn! - zawołał Dumbledore.
Nowi studenci zauważyli, że uśmiechy innych nauczycieli jakby nieco zbladły. Dumbledore poderwał lekko swoją różdżkę, jakby strząsał z niej muchę, a z jej końca wystrzeliła złota szarfa, która uniosła się w wysoko nad stoły i rozwinęła, jak wąż, w słowa.
- Każdy wybiera sobie ulubioną melodię - zawołał Dumbledore - i śpiewamy!
A cała szkoła zawyła:
Hogwart, Hogwart, Pieprza-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto miody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Każdy kończył śpiewać w trochę innym czasie. W końcu tylko bliźniacy Weasleyowie śpiewali na powolną melodię marsza żałobnego. Dumbledore dyrygował nimi za pomocą różdżki aż do ostatniej nuty, a kiedy wreszcie skończyli, był jednym z tych, którzy klaskali najgłośniej.
- Ach, muzyka - powiedział, ocierając łzę w oku. - To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy! A teraz, pora spania. Biegiem do łóżek!
Pierwszoroczniacy z przydziałem do Slytherinu pomaszerowali za wysokim chłopcem, o nieco podłużnej twarzy. Przepychali się przez huczący od gwaru tłum. Wyszli z Wielkiej Sali, a potem prefekt poprowadził ich marmurowymi schodami. Hermiona, tak jak większość uczniów czuła, że nogi ma jak z ołowiu, tym razem nie ze strachu, ale ze zmęczenia i obżarstwa. Była tak senna, że nie zaskoczyło jej wcale, iż ludzie z portretów na ścianach korytarzy szeptali coś i pokazywali ich sobie. Chłopiec poprowadził ich na dół do lochów. Schodzili coraz niżej, aż zeszli do podziemi.  Na samym końcu korytarza wisiał portret mężczyzny w szmaragdowej szacie. Koło jego nóg wił się wąż. Miał drwiący uśmiech i orzechowe oczy.
- Hasło? - zapytał.
- Czysta krew.
Portret usunął się ukazując okrągłą dziurę w ścianie. Hermiona przeszła przez nią bez problemów. I znalazła się w pokoju wspólnym Slytherinu. Było to dość duże pomieszczenie zalane zielonym światłem. Wystrój wnętrza był utrzymany w kolorach srebrnym, zielonym i czarnym. Dość mrocznie. Hermiona uśmiechnęła się. Podobało jej się tutaj. Zauważyła, że kąciki ust Harry'ego również uniosły się ku górze, a Malfoy jawnie okazywał swój zachwyt, podobnie jak większość pierwszorocznych. Prefekt pokazał im dwoje drzwi, jedne wiodły do sypialń dziewcząt, drugie do chłopców. Sypialnia Hermiony leżała na samym końcu korytarza. Były w niej cztery łóżka, każde z kolumienkami w rogach, między którymi wisiały aksamitne ciemnozielone zasłony. Zauważyła, że tylko przy dwóch łóżkach stały kufry. Jeden z nich był jej. Na drugim widniały inicjały P.P. Ciekawe z kim ma mieć pokój. Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się i stanęła w nich dziewczynka, urodą nieco przypominająca mopsa. Miała czarne włosy i ciemne, szare oczy. Obrzuciła pokój uważnym spojrzeniem, które zatrzymała na Hermionie, która odruchowo się wyprostowała i uśmiechnęła się delikatnie. Czarnowłosa odpowiedziała jej tym samym.
- Jestem Pansy Parkinson - wyciągnęła rękę z uśmiechem.
- Hermiona Granger.
Obie były zbyt zmęczone, by zawierać dzisiaj bliższe znajomości. Hermiona wzięła szybki prysznic i przebrała się w atłasową, zieloną piżamkę. Padła na łóżko i wbiła wzrok w sufit. Kilkanaście minut później tą samą pozycję zajęła Pansy.
- Super jedzenie co? - mruknęła Pansy zza zasłony.
Brązowooka odmruknęła jej coś twierdząco, ale nie rozwinęła dalej swojej odpowiedzi. Nie była w stanie. Po prostu zasnęła. Śnił jej się przepiękny ogród. Uciekała przed Draconem Malfoyem, który gonił ją ze śmiechem. Nagle błysnęło czerwone światło. Odwróciła się za siebie, a blondyn leżał sparaliżowany na ziemi. Chciała do niego podbiec, ale nie mogła. Coś odciągało ją w drugą stronę. Czuła jak coś oplata jej ciało i zasłania jej oczy. Potem nastała dusząca ciemność, strach. Kobiecy krzyk, zamazany wśród wirujących wspomnień, które wyglądały na jej, ale takie nie były. Nie pamiętała ich. Obudziła się nagle, zalana potem i drżąca ze strachu. Pansy spała spokojnie, zupełnie nieświadoma koszmarów współlokatorki. Hermiona przewróciła się na drugi bok i znowu zasnęła, a kiedy obudziła się następnego ranka, w ogóle nie pamiętała tego snu. Chociaż dużo lepiej byłoby, gdyby go pamiętała.

Hejka :)!
I jak pierwszy rozdział? Trochę zmieniłam koncepcję, ale nie martwcie się. Już niedługo odejdę od koncepcji książki, na razie korzystam z jej fragmentów. Zapraszam do komentowania :).
Pozdrawiam,
Zuza :).