Player

środa, 9 listopada 2016

Rozdział 1

Brama natychmiast się otworzyła. Stała w niej wysoka, czarnowłosa czarownica w szmaragdowozielonej szacie. Miała srogą twarz i Hermiona pomyślała, że nie jest to osoba, obok której można przejść obojętnie.
- Pirszoroczni, pani profesor McGonagall - oznajmił Hagrid.
- Dziękuję ci, Hagridzie. Sama ich stąd zabiorę.
Otworzyła szerzej drzwi. Sala wejściowa była tak wielka, że zmieściłby się w niej cały dom Grangerów. Płonące pochodnie oświetlały kamienne ściany, podobne jak w podziemiach Gringotta, sklepienie ginęło w mroku, a wspaniałe marmurowe schody wiodły na piętro. Ruszyli za profesor McGonagall po kamiennej posadzce. Zza drzwi po prawej stronie dochodził ożywiony gwar, ale profesor McGonagall zaprowadziła ich do pustej komnaty z drugiej strony. Stłoczyli się w niej, rozglądając niepewnie wokół siebie.
- Witajcie w zamku Hogwart - powiedziała profesor McGonagall. - Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym. Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd.
Jej spojrzenie spoczęło przez chwilę na pelerynie Neville’a, która była zawiązana pod jego lewym uchem, a następnie na usmolonym nosie rudzielca. Harry nerwowo przygładził włosy, a Hermiona starała się rozprostować swoje pukle przeczesaniem włosów palcami. Doszła jednak do wniosku, że i tak nie da rady zrobić niczego sensownego ze swoimi włosami, więc zastygła w bezruchu. Miała nadzieję, że są na to jakieś zaklęcia, bo inaczej oszaleje musząc walczyć z taką szopą na głowie, jaką miała w tamtym momencie.
- Wrócę, kiedy będziecie gotowi - oznajmiła profesor McGonagall. - Proszę zachować spokój.
I wyszła z komnaty. Harry przełknął ślinę. Obok nich Ron bladł coraz bardziej. Hermiona miała wrażenie, że nawet jego piegi były jaśniejsze.
- A właściwie jak oni dokonują tego przydziału? - zapytał Harry Hermionę
Pokręciła głową na znak, że nie wie. Oczywiście szukała tej informacji, ale nigdzie nie była ona zapisana. Rozejrzała się nerwowo i zobaczyła, że inni też są przerażeni. Nikt się nie odzywał. Utkwiła wzrok w podłodze i czekała. Za chwilę wróci profesor McGonagall i powiedzie ją ku jej przeznaczeniu. A potem stało się coś, co sprawiło, że podskoczyła w powietrze przynajmniej na stopę. Kilku chłopców za nią wrzasnęło ze strachu.
- Co to...
Zaparło jej dech w piersi. Przez ścianę tuż za Hermioną przeniknęło około dwudziestu duchów. Perłowobiałe i lekko przezroczyste, szybowały w komnacie, rozmawiając między sobą i nie zwracając na nich uwagi. Wyglądało na to, że o coś się spierają. Duch małego grubego mnicha mówił:
- Przebaczać i zapominać, powtarzam, to nasza zasada. Powinniśmy dać mu jeszcze jedną szansę...
- Mój drogi Mnichu, czyż nie daliśmy już Irytkowi wszystkich szans, na jakie zasługiwał? I wciąż nas oczernia, a przecież tak naprawdę wcale nie jest duchem... Hej, a wy co tu robicie?
Duch w kryzie i trykotach nagle zauważył tłum pierwszoroczniaków. Nikt mu nie odpowiedział.
- Nowi studenci! - powiedział Gruby Mnich, obdarzając ich uśmiechem. Czekacie na przydział, co?
Kilka osób pokiwało milcząco głowami.
- Może się spotkamy w Hufflepuffie! - rzekł Mnich. - To mój stary dom.
- No, idziemy! - rozległ się ostry głos. - Ceremonia przydziału zaraz się rozpocznie.
Wróciła profesor McGonagall. Duchy jeden po drugim wsiąknęły w ścianę.
- A teraz proszę stanąć rzędem - poleciła profesor McGonagall - i iść za mną.
Hermiona czuła się dość dziwnie, bo nogi miała jakby z ołowiu, ale stanęła za chłopcem o piaskowych włosach. Za sobą miała Harry'ego. Wyszli gęsiego z komnaty, a potem przeszli przez salę wejściową i przez podwójne drzwi wkroczyli do Wielkiej Sali. Nigdy nawet sobie nie wyobrażała tak dziwnego i wspaniałego miejsca. Oświetlały je tysiące świec unoszących się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, za którymi siedziała reszta uczniów. Stoły zastawione były lśniącymi złotymi talerzami i pucharami. U szczytu stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam właśnie zaprowadziła ich profesor McGonagall i kazała się zatrzymać w szeregu, twarzami do reszty uczniów. W migotliwym blasku świec wpatrzone w nich twarze wyglądały jak blade lampiony. Tu i tam między uczniami połyskiwały srebrną poświatą duchy. Czując się trochę nieswojo pod tymi wszystkimi spojrzeniami, Hermiona popatrzyła w górę i zobaczyła aksamitnoczarne sklepienie upstrzone gwiazdami.
- Jest zaczarowane... żeby wyglądało jak prawdziwe niebo... Czytałam o tym w książce o historii Hogwartu.- Szepnęła do Harry'ego, który również podziwiał sklepienie.
Trudno było uwierzyć, że jest tam w ogóle sklepienie i że Wielka Sala nie jest po prostu otwarta na niebo. Szybko spojrzała w dół, bo profesor McGonagall ustawiła przed nami stołek o czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja, wystrzępiona, połatana i okropnie brudna. Dziewczynka utkwiła wzrok w tiarze. Przez kilka sekund panowała głucha cisza. A potem tiara drgnęła. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:
,,Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwarta szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!"
Cała sala rozbrzmiała oklaskami i okrzykami, kiedy tiara zakończyła swój śpiew. Potem skłoniła się przed każdym z czterech stołów i ponownie znieruchomiała.
- Więc musimy po prostu przymierzyć ten kapelusz! - szepnął Harry.
- Zabiję tego Freda, opowiadał mi o pojedynku z trollem. -  dało się słyszeć szept Rona za nami.
Harry uśmiechnął się blado. Teraz wystąpiła profesor McGonagall, trzymając w ręku długi zwój pergaminu.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku. Abbott, Hanna!
Z szeregu wystąpiła dziewczynka o różowej buzi i jasnych mysich ogonkach, nałożyła tiarę, która opadła jej prawie na nos, i usiadła. W chwilę później...
- HUFFLEPUFF! - krzyknęła tiara.
Przy stole po prawej stronie rozległy się oklaski i okrzyki aplauzu. Hanna podreptała do niego i usiadła, a Harry zobaczył, jak duch Grubego Mnicha macha do niej wesoło.
- Bones, Susan!
- HUFFLEPUFF! - wrzasnęła znowu tiara, a Susan usiadła obok Hanny.
- Boot, Terry!
- RAVENCLAW!
Tym razem rozległy się wiwaty przy drugim stole na lewo, gdzie kilka osób powstało, by uścisnąć rękę Terry’emu. „Brocklehurst, Mandy" też powędrowała do Ravenclawu, ale „Brown, Lavender" pierwsza trafiła do Gryffindoru, co wywołało burzę oklasków przy krańcowym stole po lewej stronie. Hermiona dostrzegła tam rudych bliźniaków. „Bulstrode, Millicenta" znalazła się w Slytherinie. Zrobiło jej się naprawdę niedobrze. Kolejne nazwiska były wyczytywane, a ona nie była w stanie zapamiętać żadnego z nich. Aż w końcu...
- Granger, Hermiona!
Zacisnęła pięści i niemal podbiegła do stołka, szybko wciskając tiarę na głowę.
- Hmm… - usłyszała w uchu cichy głosik. - Trudne. Bardzo trudne. Mnóstwo
odwagi, tak. Umysł niemalże Roweny Ravenclaw. To prawdziwy talent... och, na Boga, tak... i zdrowe pragnienie sprawdzenia się... tak, to bardzo interesujące... Więc gdzie mam ją przydzielić? -Hermiona chwyciła mocno za krawędzie stołka - Możesz być kimś wielkim, tak, to wszystko jest tu, w twojej głowie, a Slytherin na pewno pomoże ci w osiągnięciu wielkości... No dobrze, już wiem... - SLYTHERIN! - ostatnie słowo tiara krzyknęła na całą salę.
Owacje przy krańcowym stole po prawej stronie. Oddała McGonagall tiarę i spokojnie podeszła do stołu jej domu. Kilka osób uścisnęło jej rękę i uśmiechnęło się przyjaźnie. Dopiero teraz zobaczyła dokładnie stół prezydialny. Na samym końcu siedział gajowy Hagrid. A pośrodku, na wielkim złotym krześle z oparciami siedział sam Dumbledore. Poznała go natychmiast, bo przecież dobrze się przyjrzała jego żywej podobiźnie w książkach. Srebrne włosy Dumbledore’a płonęły jasnym blaskiem. W mrocznej sali lśniły tak tylko te włosy i duchy.
Kiedy wywołano Neville’a Longbottoma, chłopca, który zgubił ropuchę, biedak przewrócił się, idąc do stołka, a potem długo na nim siedział, póki tiara w końcu nie krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Neville zerwał się i odbiegł, wciąż w tiarze na głowie, i musiał wrócić, żeby wśród ryków śmiechu rozbawionej sali oddać ją Morągowi MacDougalowi. Następnie wystąpił dumny i blady Malfoy.
Zaledwie tiara dotknęła jego głowy, wrzasnęła:
- SLYTHERIN!
Malfoy usiadł obok Hermiony, a po drugiej stronie miał Crabba i Goyle'a. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Jak widać znowu się spotykamy - powiedział.
Dziewczynka odpowiedziała mu uśmiechem, obserwując dalej ceremonię przydziału. Pozostało ich już niewielu. Moon... Morcar... Nott... Parkinson... potem para bliźniaczek, Patil i Patil... potem Perks Sally Anna... aż w końcu...
- Potter, Harry!
Kiedy Harry wystąpił, rozległy się podniecone szepty, jakby w całej sali wykipiała woda na rozpaloną do czerwoności blachę.
- Potter? Tak powiedziała?
- Ten Harry Potter?
Wszyscy wyciągali głowy, bo każdy chciał mu się przyjrzeć. Tylko Granger i Malfoy siedzieli dalej tak samo. Już widzieli Harry'ego i z nim rozmawiali. Draco przypatrywał się z ciekawością Hermionie.
- SLYTHERIN!
Wrzask tiary wyrwał ją z zamyślenia.
Harry zdjął ją i na trzęsących się nogach ruszył ku stołowi, pośród najgłośniejszych jak dotąd wiwatów. Draco wstał i uścisnął mu serdecznie rękę, a trzy czwarte stołu ryczało: „Mamy Pottera! Mamy Pottera!". Jeszcze tylko cztery osoby nie miały przydziału. „Thomas, Dean”, ciemnoskóry chłopiec wyższy nawet od  Rona, usiadł przy stole Gryffindoru. „Turpin, Lisa”, trafiła do Ravenclawu, a potem nadeszła kolej na Rona, który już nie był po prostu blady, ale bladozielony. Ostatecznie trafił on do Gryffindoru, a Hermiona zauważyła, że jego bracia ściskają mu z radością ręce. Ostatni z nowych uczniów to, jak wyczytała profesor McGonagall, „Zabini, Blaise” i został przydzielony do Slytherinu. Profesor McGonagall zwinęła pergamin i zabrała Tiarę Przydziału. Hermiona popatrzyła na swój pusty złoty talerz. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna. Paszteciki dyniowe należały już do zamierzchłej przeszłości.
Teraz powstał Albus Dumbledore. Rozłożył szeroko ramiona, twarz miał rozpromienioną, jakby nic nie mogło go tak ucieszyć, jak widok wszystkich uczniów.
- Witajcie! - powiedział. - Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!
I usiadł. Rozległy się oklaski i wiwaty. Siedzący obok Hermiony Harry wyglądał, jakby nie wiedział, czy się śmiać, czy zachować powagę.
- Czy on jest trochę... no wiesz... stuknięty? - zapytał niepewnym tonem Dracona.
- Stuknięty? - powtórzył blondyn beztrosko. - Tak można to określić, chociaż wielu ludzi twierdzi, że to geniusz! Dasz wiarę? Podać ci ziemniaczki, Harry?
Harry otworzył usta. Półmiski pełne były najróżniejszych potraw. Hermiona już napełniła talerz wszystkim po trochu, prócz miętówek, i zaczęła jeść. Wszystko było naprawdę wspaniałe. Zwróciła też uwagę na ducha siedzącego przy stole Gryffindoru. A rozgrywała się tam całkiem ciekawa akcja. Duch złapał się za lewe ucho, pociągnął i... głowa przechyliła się na bok i spoczęła na ramieniu, jakby była na zawiasach. Ktoś najwidoczniej próbował odciąć mu głowę, ale brakowało mu wprawy i nie zrobił tego dokładnie. Przy stole Slytherinu siedział duch z pustymi, bladymi oczyma i ponurą twarzą, w szatach zbryzganych srebrną krwią. Był nieco przerażający i Hermiona przyrzekła sobie solennie, że będzie się od niego trzymać z daleka. Kiedy wszyscy najedli się do syta, resztki po prostu znikły z talerzy, które znowu zalśniły czystością. W chwilę później pojawiły się desery: bloki lodów we wszystkich smakach, jakie można sobie było wymyślić, strucle jabłkowe, ciastka z owocami polane syropem, polane czekoladą ekierki, pączki nadziewane konfiturą, biszkopty z kremem, truskawki, marmoladki, ryżowy budyń...
Dziewczynka nałożyła sobie wielki kawałek ciepłej szarlotki z lodami waniliowymi i truskawkowymi oraz polewą karmelową. Ten sam deser znajdował się na talerzu Malfoya. Harry pokusił się natomiast na pączki, które wyglądały równie apetycznie. Szarlotka rozpływała jej się w ustach, a tymczasem rozmowa zeszła na koligacje rodzinne.
- Ja jestem czystokrwisty - powiedział Draco. - Tak samo jak większość Ślizgonów.
- A ty, Hermiono? - zapytał Hermionę siedzący naprzeciwko Blaise.
- Ja nie wiem... - większość siedzących bliżej osób obróciła się w jej kierunku. - Nie znam swoich rodziców. Jak miałam siedem lat zaadoptowali mnie Grangerowie. Są mugolami. Jestem pewna, że moi rodzice są czarodziejami. Nie mam żadnych wspomnień sprzed pobytu u Grangerów. Mówili mi, że namówił ich do tego jakiś mężczyzna, który uciekał przed kimś. Mówił, że i on i ja jesteśmy zagrożeni. Nie wierzę. Moim zdaniem brak pamięci to efekt zaklęcia zapomnienia - zakończyła swój wywód westchnięciem. - Ale obiecałam sobie, że odnajdę rodziców jak tylko dorosnę.
Hermiona była coraz bardziej senna. Rzuciła okiem na stół prezydialny. Hagrid pociągał zdrowo z pucharu. Profesor McGonagall rozmawiała z profesorem Dumbledore’em. Jakiś nerwowy młodzieniec, w absurdalnym turbanie, rozmawiał z jakimś nauczycielem o tłustych czarnych włosach, haczykowatym nosie i ziemistej cerze. Nagle ów nauczyciel spojrzał ponad turbanem nauczyciela w turbanie prosto w oczy Hermiony.
- Auu! - syknął Harry i złapał się za głowę.
- Co ci jest? - zapytała go Hermiona.
- N-nic.
- Kim jest ten nerwowy młodzieniec? - zapytała, tym razem siedzącego niedaleko ucznia ze starszego roku.
- To profesor Quirell. Uczy obrony przed czarną magią. Rozmawia z profesorem Snape'm, który uczy eliksirów i jest opiekunem naszego domu.
Obserwowała Snape’a przez jakiś czas, ale ten już na nią nie spojrzał. W końcu znikły również desery i znowu powstał profesor Dumbledore. W sali zrobiło się cicho.
- E-hym... jeszcze tylko kilka słów. Mam nadzieję, że wszyscy się najedli i napili. Chciałbym wam przekazać kilka uwag wstępnych. Pierwszoroczniacy niech zapamiętają, że nikomu nie wolno wchodzić do lasu, który leży na skraju terenu szkoły. Dobrze by było, żeby pamiętało o tym również kilku starszych uczniów.
Migocące oczy Dumbledore’a zwróciły się w stronę rudych bliźniaków.
- Pan Filch prosił mnie też, żebym wam przypomniał, że między lekcjami, na korytarzach, nie wolno używać żadnych czarów. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu semestru. Każdy, kto jest zainteresowany grą w barwach swojego domu, powinien zgłosić się do pani Hooch. I ostatnia uwaga. Muszę was poinformować, że w tym roku wstęp na korytarz na trzecim piętrze, ten po prawej stronie, jest zabroniony. Dla wszystkich, o ile nie chcą umrzeć w straszliwych mękach.
Harry roześmiał się, ale był jednym z niewielu, którzy to uczynili.
- On chyba żartuje, co? - mruknął.
- Nie sądzę - odrzekł jeden ze starszych uczniów. - To dziwne, bo zwykle podaje powód, dla którego nie wolno gdzieś wchodzić... W lesie jest mnóstwo niebezpiecznych zwierząt i potworów, wszyscy o tym wiedzą. Ale tu, na trzecim piętrze...
- A teraz, zanim pójdziemy spać, zaśpiewajmy nasz szkolny hymn! - zawołał Dumbledore.
Nowi studenci zauważyli, że uśmiechy innych nauczycieli jakby nieco zbladły. Dumbledore poderwał lekko swoją różdżkę, jakby strząsał z niej muchę, a z jej końca wystrzeliła złota szarfa, która uniosła się w wysoko nad stoły i rozwinęła, jak wąż, w słowa.
- Każdy wybiera sobie ulubioną melodię - zawołał Dumbledore - i śpiewamy!
A cała szkoła zawyła:
Hogwart, Hogwart, Pieprza-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto miody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Każdy kończył śpiewać w trochę innym czasie. W końcu tylko bliźniacy Weasleyowie śpiewali na powolną melodię marsza żałobnego. Dumbledore dyrygował nimi za pomocą różdżki aż do ostatniej nuty, a kiedy wreszcie skończyli, był jednym z tych, którzy klaskali najgłośniej.
- Ach, muzyka - powiedział, ocierając łzę w oku. - To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy! A teraz, pora spania. Biegiem do łóżek!
Pierwszoroczniacy z przydziałem do Slytherinu pomaszerowali za wysokim chłopcem, o nieco podłużnej twarzy. Przepychali się przez huczący od gwaru tłum. Wyszli z Wielkiej Sali, a potem prefekt poprowadził ich marmurowymi schodami. Hermiona, tak jak większość uczniów czuła, że nogi ma jak z ołowiu, tym razem nie ze strachu, ale ze zmęczenia i obżarstwa. Była tak senna, że nie zaskoczyło jej wcale, iż ludzie z portretów na ścianach korytarzy szeptali coś i pokazywali ich sobie. Chłopiec poprowadził ich na dół do lochów. Schodzili coraz niżej, aż zeszli do podziemi.  Na samym końcu korytarza wisiał portret mężczyzny w szmaragdowej szacie. Koło jego nóg wił się wąż. Miał drwiący uśmiech i orzechowe oczy.
- Hasło? - zapytał.
- Czysta krew.
Portret usunął się ukazując okrągłą dziurę w ścianie. Hermiona przeszła przez nią bez problemów. I znalazła się w pokoju wspólnym Slytherinu. Było to dość duże pomieszczenie zalane zielonym światłem. Wystrój wnętrza był utrzymany w kolorach srebrnym, zielonym i czarnym. Dość mrocznie. Hermiona uśmiechnęła się. Podobało jej się tutaj. Zauważyła, że kąciki ust Harry'ego również uniosły się ku górze, a Malfoy jawnie okazywał swój zachwyt, podobnie jak większość pierwszorocznych. Prefekt pokazał im dwoje drzwi, jedne wiodły do sypialń dziewcząt, drugie do chłopców. Sypialnia Hermiony leżała na samym końcu korytarza. Były w niej cztery łóżka, każde z kolumienkami w rogach, między którymi wisiały aksamitne ciemnozielone zasłony. Zauważyła, że tylko przy dwóch łóżkach stały kufry. Jeden z nich był jej. Na drugim widniały inicjały P.P. Ciekawe z kim ma mieć pokój. Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się i stanęła w nich dziewczynka, urodą nieco przypominająca mopsa. Miała czarne włosy i ciemne, szare oczy. Obrzuciła pokój uważnym spojrzeniem, które zatrzymała na Hermionie, która odruchowo się wyprostowała i uśmiechnęła się delikatnie. Czarnowłosa odpowiedziała jej tym samym.
- Jestem Pansy Parkinson - wyciągnęła rękę z uśmiechem.
- Hermiona Granger.
Obie były zbyt zmęczone, by zawierać dzisiaj bliższe znajomości. Hermiona wzięła szybki prysznic i przebrała się w atłasową, zieloną piżamkę. Padła na łóżko i wbiła wzrok w sufit. Kilkanaście minut później tą samą pozycję zajęła Pansy.
- Super jedzenie co? - mruknęła Pansy zza zasłony.
Brązowooka odmruknęła jej coś twierdząco, ale nie rozwinęła dalej swojej odpowiedzi. Nie była w stanie. Po prostu zasnęła. Śnił jej się przepiękny ogród. Uciekała przed Draconem Malfoyem, który gonił ją ze śmiechem. Nagle błysnęło czerwone światło. Odwróciła się za siebie, a blondyn leżał sparaliżowany na ziemi. Chciała do niego podbiec, ale nie mogła. Coś odciągało ją w drugą stronę. Czuła jak coś oplata jej ciało i zasłania jej oczy. Potem nastała dusząca ciemność, strach. Kobiecy krzyk, zamazany wśród wirujących wspomnień, które wyglądały na jej, ale takie nie były. Nie pamiętała ich. Obudziła się nagle, zalana potem i drżąca ze strachu. Pansy spała spokojnie, zupełnie nieświadoma koszmarów współlokatorki. Hermiona przewróciła się na drugi bok i znowu zasnęła, a kiedy obudziła się następnego ranka, w ogóle nie pamiętała tego snu. Chociaż dużo lepiej byłoby, gdyby go pamiętała.

Hejka :)!
I jak pierwszy rozdział? Trochę zmieniłam koncepcję, ale nie martwcie się. Już niedługo odejdę od koncepcji książki, na razie korzystam z jej fragmentów. Zapraszam do komentowania :).
Pozdrawiam,
Zuza :).

7 komentarzy:

  1. Witaj!
    Lubię czytać blogi, które są pisane na bieżąco. Zacznę może od początku. Przeczytałam już trochę blogów o tematyce dramione, jednakże w żadnym nie spotkałam się z pomysłem umieszczenia Harry'ego i Hermiony w Slythiernie. Jest to całkiem ciekawa koncepcja.
    Lily, która żyje i James z którym nic nie wiadomo... interesujące. Ciekawy pomysł z umieszczeniem Lily w roli służącej Riddle.
    Mam nadzieję, że mimo innej wersji historii pozostawisz przynajmniej częściowo charakter bohaterów. Nie mogłabym przetrawić miłego Malfoya.

    Zapraszam do siebie na bloga - dramione -
    ti-amo-per-sempre.blogspot.com
    Pozdrawiam Equmiri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)!
      Cieszę się z Twojego komentarza i z Twojej opinii :). Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę. Od razu uspokajam - postaram się utrzymać żywiołowość i charakter głównych bohaterów. Inaczej nie byliby sobą prawda?
      Pozdrawiam,
      Zuza

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Wow. Teraz to mnie zaskoczyłaś. Pozytywnie oczywiście. Wspaniała i ciekawa koncepcja umieszczenia Harrego i Hermy w przeciwnym domu. Bardzo dobrze że bierzesz przykład z książki. Dzięki temu samą historię łatwiej jest zrozumieć a opisy są żywe i wciągające. W sumie rozdział idealny. Jedyne do czego mogę sie przyczepić to nie wiem czy robisz specjalnie takie przejście z Harmiony na Draco bądź Harrego czy to błędy i niechcący gdzieniegdzie jest rodzaj męski zamiast rodzaju żeńskiego. Poza tym twój blog chociaż początkujący to myślę że zdobędzie dużą aprobatę wśród fanek dramione. Btw mam pytanko :D. Czy Tom Riddle będzie miał ludzką twarz czy twarz starego beznosego węża ? Xd To tak ważne ze musiałam się spytać ;D
      PS: Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział jak i koleje. Polecę ten blog koleżankom xd Wiesz ze twoje wypociny chyba skoczą u mnie na 2 miejsce moich ulubionych dramione Zaraz za LaFinDeLaVie ^^ Trzymaj tak dalej ! ;*
      《~♡~》

      Usuń
    4. Jestem tak durnym człowiekiem ze napisalam w odpowiedziach xd Ale yolo xd

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Yoko995 :)
    Zauważyłam, że dużo przeskakuję i zmienię wszystko na trzecią formę, bo tak będzie szersze spojrzenie na sytuację :). Co do twarzy Voldemorta - już niedługo się okaże :).
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz
    Zuza :)
    P.S.
    Serdecznie dziękuję za polecenie :).

    OdpowiedzUsuń